Na Berlinale wkraczają nowe technologie. Trailer ze złotym misiem, rozpoczynający każdy seans, może być wyświetlany w 3D, a nawet 4D. Ale tu kino broni się raczej tematami, nie nowinkami technicznymi.
– W programie znalazły się filmy, które dotykają najważniejszych spraw – mówi dyrektor Dieter Kosslick. A Berlinale, jak każdy festiwal, ma swoich ulubieńców. Jest wśród nich Isabel Coixet. Była członkiem jury, przyjeżdżała sześciokrotnie z własnymi filmami. Teraz dostąpi zaszczytu otwarcia festiwalu w czwartek.
Jej film „Nikt nie chce nocy" to prawdziwa historia Josephine Peary, która na początku XX wieku postanowiła pojechać na Grenlandię, by odnaleźć zaginionego męża, odkrywcę bieguna północnego. Próbuje przetrwać wśród lodów Arktyki w towarzystwie młodej dziewczyny niemówiącej po angielsku, ale – jak się okazuje – też zakochanej w Pearym i... oczekującej jego dziecka. W białych krajobrazach i mrozie toczy się dramat miłości i namiętności.
W konkursie znalazło się więcej filmów, w których uznani mistrzowie sięgają po autentyczne wydarzenia z przeszłości. W 1931 roku rosyjski reżyser Sergiej Eisenstein pojechał do Guanajuato, gdzie kręcił „Niech żyje Meksyk". Ta wyprawa, podczas której Eisenstein zrewidował swój stosunek do stalinizmu, stała się tematem filmu Petera Greenawaya.
Bohaterką „Królowej pustyni" Wernera Herzoga jest Gertrude Bell – powieściopisarka, współpracowniczka brytyjskich służb specjalnych, która odegrała ważną rolę w kształtowaniu porządku politycznego na Bliskim Wschodzie w XX wieku. A Oliver Hirschbiegel w „13 minutach" sięgnął do wydarzeń z listopada 1939 r., gdy Georg Elser przygotowywał zamach na Hitlera.