Już w latach 30. pojawiły się w Hollywood filmy nie tyle antyradzieckie, ile antykomunistyczne. Najciekawszy to komedia „Ninoczka" (1939) Ernsta Lubitscha, w którym Greta Garbo zagrała agentkę sowiecką, wielbicielkę Marksa i Lenina, przybyłą do Paryża ze specjalną misją.
Koalicja antyhitlerowska podczas II wojny przyniosła filmy o przyjaźni amerykańsko-radzieckiej, jak melodramat „Pieśń o Rosji" (1944). Kuriozum była „Misja w Moskwie" (1943) oparta na wspomnieniach Josepha E. Daviesa, ambasadora USA w Moskwie w latach 1937–1938, usprawiedliwiających procesy polityczne okresu wielkiej czystki. Na ekranie pojawiali się – grani przez amerykańskich aktorów – przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych Mołotow, minister spraw zagranicznych Litwinow i główny oskarżyciel Wyszyński. Davies sam zaprezentował film Stalinowi w Moskwie.
W latach zimnej wojny wizerunek ZSRR w Hollywood zmienił się diametralnie. Powstawały czarno-białe obrazy „imperium zła". Utwierdzały wizerunek ZSRR jako miejsca, które jednocześnie budzi grozę i uśmiech politowania. Opowieści te ubierano w kostiumy kina gatunków, nie ukrywając propagandowej jednoznaczności. Z czasem, choć ZSRR wciąż było złem, rzadziej trafiało na ekrany. Powróciło w latach 80., w czasach reaganowskiej ery filmowego patriotyzmu. Przykładem są „Białe noce" (1985) Hackforda z Jerzym Skolimowskim w roli złowrogiego pułkownika KGB.