Jest już pierwsze wydarzenie: „Człowiek z magicznym pudełkiem". Cztery lata temu Bodo Kox pokazał „Dziewczynę z szafy", niebanalnie opowiedziany film o samotności, o potrzebie miłości. Teraz reżyser idzie podobną drogą. Robi kino niepokorne, poszukujące.
Znów zatem opowiada o miłości. Niemożliwej, a jednak silnej. W tę historię wpisuje mocne polityczne tło. Jest rok 2030. Państwo korporacyjno-policyjne. Tylko w starym radiu lecą dawne piosenki. Bohater dzięki niemu przenosi się w lata 50. XX wieku. A może odwrotnie? Może dzięki eksperymentom sprzed ośmiu dekad przenosi się w przyszłość? Nieważne. Ważne, że ludzie niczego się nie nauczyli. Historia drwi z narodu. Mniej lub bardziej nowoczesny, ale to jest totalitaryzm.
83-letnia staruszka z 2030 roku mówi: „Przeżyłam w tym domu całe swoje życie i chciałabym już przenieść się gdzie indziej". I dalej wraca pamięcią do lat 50.: „Jak ktoś kochał Polskę to – podobnie jak teraz – albo trzeba było uciekać za żelazną kurtynę, albo zginąć za nią". Ten film SF, pełen strachu o kraj, Europę, świat, rozgrywa się nie w XXII wieku, lecz za 17 lat. Czy tylko miłość może nas uratować?
W przeszłości szuka też wniosków w swej „Zgodzie" Maciej Sobieszczański. Na starym, przedwojennym zdjęciu ze Śląska dwóch chłopaków i dziewczyna. I napis: „Na zawsze razem".
Po wojnie w Świętochłowicach powstaje obóz pracy. Ci, którzy przez pięć lat byli poniżani, teraz mają siłę. W „Zgodzie" są multietniczny Śląsk i nowa władza, bestialsko traktująca więźniów, przeprowadzająca czystki pod pretekstem karania zdrajców narodu.