Duże zniżki indeksów amerykańskich we wtorek i potężne środowe przeceny w Azji wywołały wręcz paniczną wyprzedaż akcji w Warszawie. Na otwarciu spadały wszystkie indeksy, a WIG20 właściwie jednym ruchem znalazł się poniżej 2900 pkt, tracąc w stosunku do zamknięcia sesji wtorkowej ponad 150 pkt. Przebieg wczorajszej sesji był zatem zupełnie inny niż pozostałych w tym roku, podczas których otwarcia były całkiem niezłe, a notowania kończyły się spadkami.

W środę trudno było co prawda oczekiwać, że do końca dnia rynek w 100 proc. odrobi straty, ale i tak strona popytowa wreszcie pokazała, że na coś ją stać. Przy potężnych obrotach sesja zakończyła się spadkiem WIG20 “tylko” o 3,6 proc. Tyle samo stracił indeks małych spółek sWIG80. Wartość wskaźnika szerokiego rynku, czyli WIG, spadła o 3,5 proc., a mWIG40 – o 2,88 proc.

Obroty przekraczające 3,5 mld zł (w tym 2,3 mld – tylko walorami spółek z WIG20) świadczą, że znalazło się sporo inwestorów, którzy uznali poranną przecenę za oczyszczającą rynek i na tej podstawie postanowili kupować akcje. Czy słusznie, to się okaże.

Na razie przygnębiające wrażenie robi tablica z notowaniami firm z WIG20, na której jedyną z rosnącym kursem był czeski CEZ. Ostatecznie na zamknięciu notowań spadły kursy 303 spółek, 14 nie zmieniły się, a tylko 32 wzrosły. Poziom cen 169 akcji i głównych indeksów jest najniższy od roku, co wskazuje, z jakim trendem zaczęliśmy mieć do czynienia.

Podobnie jak GPW zachowywały się inne rynki wschodzące, m.in. w Pradze, Budapeszcie, Stambule i Moskwie. W Europie Zachodniej o panice w ogóle nie można mówić. Indeksy co prawda spadły, ale nie więcej niż po ok. 1,5 proc. Najsłabiej zachował się londyński FTSE, głównie jednak z powodu niepokojących wieści z brytyjskiego rynku nieruchomości.