Mijający tydzień przyniósł inwestorom chwilę spokoju. Niższe ceny ropy oddaliły – prawdopodobnie na niedługo – obawy przed wzrostem inflacji. Indeksy w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej zanotowały solidny wzrost. Dow Jones w ciągu pięciu dni zyskał 1,3 proc., a EuroStoxx50 – 1,4 proc. Na niewielkim plusie zakończyły tydzień również indeksy w Europie Środkowo–Wschodniej. Rosyjski RTS zyskał 1 proc., a czeski PX i węgierski BUX odpowiednio 0,8 i 0,5 proc. Tylko warszawski WIG20 nie zmienił poziomu. Radzi sobie gorzej niż inne wskaźniki.

Wprawdzie trudno wyciągać jakiekolwiek wnioski na podstawie tak małych zmian. Ale nawet patrząc na dłuższy okres, widać, że ceny akcji w Polsce są pod większą presją niż w innych krajach regionu. Od początku roku WIG20 stracił 16 proc., podczas gdy BUX 14 proc., PX 7 proc., a RTS nawet zyskał 7 proc. Od zeszłorocznych rekordów WIG20 i BUX spadły o około 25 proc., a PX o 13 proc. RTS już w tym roku zdołał się kilkakrotnie wspiąć na historyczny szczyt.

Dobre wyniki moskiewskiego wskaźnika bardzo łatwo wytłumaczyć. Rosnące ceny ropy podbijają notowania tamtejszych koncernów energetycznych. Gdyby spojrzeć na rosyjskie wskaźniki branżowe, np. RTS Handlu czy RTS Telekomunikacji, to od początku roku straciły one od 6 do 8 proc. Ale dlaczego indeks w Polsce wypada słabiej niż w Czechach i na Węgrzech, gdzie wzrost gospodarczy jest niższy? Szczególnie porównanie WIG20 z BUX może być zaskakujące, gdyż węgierska gospodarka jest na skraju recesji, produkt krajowy brutto tego kraju ma się w tym roku zwiększyć o niewiele ponad 2 proc.

Analitycy podają najczęściej dwa wyjaśnienia. Akcje na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie były w zeszłym roku przewartościowane i dlatego bardziej staniały. Poza tym masowy odpływ pieniędzy z funduszy inwestycyjnych sprawił, że na giełdzie brakuje popytu. W Czechach i na Węgrzech oszczędzanie w funduszach inwestycyjnych nie jest tak popularne jak w Polsce, a przynajmniej krajowe fundusze nie mają tak dużego udziału w obrotach papierami wartościowymi. A inwestorzy zagraniczni nie są w stanie podciągnąć warszawskiego indeksu, gdyż na świecie utrzymuje się awersja do ryzyka.