– Od dawna marzyłam o nauce latania i w końcu stać mnie, by wydać ok. 20 tys. zł na kurs. Rano odpoczywam nad jeziorem, po południu zaliczam teorię i czekam niecierpliwie na pierwsze loty. Chcę zdobyć licencję pilota – przyznaje Krystyna Jastrzębska, specjalista PR z Olsztyna.
Propozycji łączących urlop z nauką oryginalnych umiejętności jest w Polsce coraz więcej. Można jechać na wczasy z kursem tańca, latania na motolotni, spadochronowe, jazdy na rolkach, wspinaczki skałkowej czy kajakarstwa górskiego. Najpopularniejsze są jednak wczasy w siodle.
– Na naszym dwutygodniowym obozie dla dorosłych mieliśmy 36 miejsc, a zgłosiło się dwa razy więcej chętnych. Uczestnicy to ludzie z dużych miast w wieku od 30 do 50 lat. Są ambitni i mają silną motywację, by szybko opanować jazdę konną i imponować znajomym. Robią sobie dużo zdjęć, dzwonią do kolegów, dzieląc się wrażeniami – opowiada Elżbieta Goss, która prowadzi razem z rodziną stajnię Iskra w Sztumskiej Wsi na Pomorzu.
Jazda konna stała się tak popularna, że klienci stadnin czasem walczą o miejsce, nie zwracając uwagi na ceny. Za tydzień w Sztumskiej Wsi z jedną godziną jazdy dziennie płacą 600 zł. Godzina jazdy z instruktorem kosztuje w stadninach od 30 zł do 60 zł. Wyjazdy w teren 25 – 45 zł za godzinę.– Polacy już się znudzili wyjazdami do Tunezji czy Egiptu i poszukują nowych wyzwań. Dlatego coraz częściej mamy u nas „uczniów” w wieku 40 – 50 lat. Dzięki zdjęciom i opowieściom o swoich umiejętnościach jeździeckich zyskują w środowisku większe uznanie, mogą imponować kolegom z pracy i znajomym – uważa Elżbieta Goss.
Podobną popularność zyskało w ostatnich kilku latach nurkowanie. Potwierdza to Tomasz Strugalski, instruktor z Klubu Płetwonurkowego Active Divers z Sorkwit na Mazurach. – Nurkowania uczy się coraz więcej 40- i 50-latków. To są ludzie, którzy podczas pobytu w Egipcie czy Grecji liznęli trochę podwodnego świata, często nawet zaliczyli miejscowy kurs. I czują niedosyt, chcą się lepiej podszkolić, pociągają ich większe rafy i głębokości. Robimy też kursy dla Włochów, Niemców czy Holendrów, którzy uczą się u nas nurkowania, bo jesteśmy dużo tańsi od ich miejscowych firm – mówi Strugalski.