Strusie na unijne stoły

Strusia gorączka sprzed paru lat z pewnością się nie powtórzy. Jednak strusiarstwo jest nadal przyszłościową branżą, na której pasjonaci rolnictwa mogą nieźle zarobić

Publikacja: 05.11.2008 23:58

Strusie na unijne stoły

Foto: Rzeczpospolita, Tomasz Wawer Tom Tomasz Wawer

Strusiarstwo, najmłodsza gałąź produkcji drobiarskiej, uważane jest za jeden z najbardziej obiecujących kierunków w polskim rolnictwie. Ocenia się, że już ferma licząca ok. 200 ptaków, w tym 30 sztuk reprodukcyjnych, może zapewnić utrzymanie przeciętnej rodzinie. Strusie nie sprawiają na ogół problemów. Gdy są odchowane, nie mają wielkich wymagań żywieniowych, są odporne na chłody i upały, rzadko chorują i szybko przybierają na wadze. Właściwie jedyna ich wada to skłonność do kopania.

– Hodowca wie, że kiedy strusie wodzą młode, nie należy się do nich zbliżać od przodu – mówi Wojciech Włodarczyk, jeden z najbardziej doświadczonych strusiarzy w kraju, prezes łódzkiej firmy Struś Polski.

[srodtytul]Białe pióra poszukiwane[/srodtytul]

Podstawowym produktem ferm strusich jest mięso. W zrobieniu światowej kariery pomogło mu załamanie na rynku wołowiny związane z chorobą szalonych krów. Do tego kolejne badania potwierdzały opinie dietetyków, że strusina należy do najzdrowszych i najcenniejszych rodzajów mięsa. Zawiera równie mało cholesterolu jak produkty z indyka, sporo żelaza i – co ważne np. dla osób z nadciśnieniem – bardzo niewiele związków sodu. Jej profil tłuszczowy jest dla zdrowia niemal optymalny. Jednocześnie wygląda i smakuje jak najbardziej wartościowe mięso czerwone, polędwica wołowa, cielęcina czy szlachetna dziczyzna.

Cenione są także strusie jaja – z jednego można zrobić jajecznicę dla ośmiu – dziesięciu osób – zawierające mniej cholesterolu niż kurze. Ich wydmuszki, o grubości skorupy aż 2 mm, wykorzystuje się do wyrobu malowanych pisanek i wszelkiego rodzaju rzeźbionych czy grawerowanych pamiątek.

Pióra strusie nosili na hełmach rzymscy legioniści, a na sukniach – damy dworu Marii Antoniny. Dziś poszukują ich artyści plastycy, scenografowie i elektronicy (do usuwania kurzu) z uwagi na ich właściwości antyelektrostatyczne.

Wysokie ceny – w Europie Zachodniej ok. 75 euro za sztukę – osiągają bardzo odporne na wodę strusie skóry. Producenci butów i galanterii skórzanej porównują je do luksusowych skór krokodylich.

W niektórych krajach europejskich, np. we Włoszech, powstały w ostatnich dwóch dekadach setki strusich ferm. Ale popyt na strusinę w Europie wciąż trzy – czterokrotnie przewyższa produkcję. Głównym dostawcą na unijnym rynku jest światowy strusi potentat Republika Południowej Afryki. Ale kraje Europy Środkowo-Wschodniej, zwłaszcza Polska, mogłyby być jej poważnym konkurentem. Ta szansa wciąż nie jest w pełni wykorzystana, choć już teraz polscy strusiarze uważani są za liderów w UE. Łączne pogłowie ptaków szacuje się u nas na ok. 15 tys. sztuk, a 10 – 12 tys. trafia co roku do ubojni.

[srodtytul]Gorączka i krach[/srodtytul]

Pierwsza w Polsce strusia ferma powstała w 1993 r. pod Kościerzyną. Pięć lat później było ich 120, a liczba ptaków wzrosła z niespełna 30 do ok. 3 tys. Poszła fama, że na strusiach można szybko i łatwo zarobić spore pieniądze.

Po 2002 roku zaczął się boom. Strusie fermy zakładali, zaciągając często znaczne kredyty, przedsiębiorcy z najrozmaitszych branż, bezrobotni i ludzie różnych zawodów chcący założyć swój pierwszy biznes. Powstały spółki wykorzystujące na fermach pracę najemną i karmiące ptaki kupowanym zbożem oraz paszami. Przybyło też osób traktujących chów strusi hobbystycznie. W efekcie szybko wzrosły dochody doświadczonych hodowców; dostarczali oni ptaki reprodukcyjne, pisklęta i jaja lęgowe. Cena dorosłego strusia reproduktora sięgała 6 tys. zł. Ptaków takich i jaj poszukiwali w Polsce nawet rolnicy z Ukrainy i Białorusi.

Najlepszy dla krajowego strusiarstwa był okres od czerwca 2004 r. do jesieni 2005 r., gdy po stwierdzeniu w RPA ptasiej grypy obowiązywało unijne embargo na import mięsa drobiowego z tego kraju. Kiedy je zniesiono i na rynku europejskim pojawiła się mrożona strusina afrykańska sprzedawana po dumpingowych cenach, nastąpił krach.

W 2006 r. i 2007 r. wykruszyła się znaczna część nowych ferm, zarówno większych obciążonych kredytami i kosztami zakupu pasz, jak i na wpół amatorskich, stanowiących tylko źródło dodatkowych dochodów. Przyczyniły się też do tego wysokie w ubiegłym roku ceny zbóż i taniejące jeszcze do niedawna euro.– Obecnie sytuacja zaczyna się stabilizować – ocenia Wojciech Włodarczyk. – Problemem jest brak żywca na rynku. Zamarł też praktycznie handel ptakami reprodukcyjnymi.

Nic w tym dziwnego, skoro z kilkuset ferm pozostało prawdopodobnie nie więcej niż 180 – 200. Zwykle są one większe niż dawniej – około 100 ferm sprzedaje rocznie po 100 – 200 ptaków – ale łączna podaż się zmniejszyła. Jest więc okazja, by nowi przedsiębiorcy spróbowali swoich sił w tej branży.

Niedawna strusia gorączka z pewnością się nie powtórzy. Biznes ten jest dla osób, które na trwałe chcą się związać z rolnictwem, mają lub chcą kupić ziemię uprawną i nastawiają się na własną pracę fizyczną w gospodarstwie. Nie przypadkiem oprócz najbardziej doświadczonych hodowców i trzymających pojedyncze sztuki hobbystów, właścicieli gospodarstw agroturystycznych czy prywatnych zwierzyńców, przy strusiarstwie wytrwali prawdziwi rolnicy, którzy wcześniej chowali bydło i trzodę chlewną. Ich zdaniem ta specjalizacja jest zresztą łatwiejsza i wymaga mniej kapitału niż te tradycyjne kierunki produkcji zwierzęcej.

[srodtytul]Delikatna branża[/srodtytul]

Dorosły struś, otulając się lub wachlując piórami, bardzo dobrze znosi zarówno mrozy, jak i upały. Nawet w zimie wystarczy mu jakikolwiek dach nad głową, choć oczywiście rośnie szybciej, gdy może się schronić w zamkniętym budynku. Jedynie pisklęta muszą podczas chłodów przebywać w ogrzewanych pomieszczeniach. Opieka nad pisklakami wymaga dużej troski, wiedzy i doświadczenia. W nieskomplikowanym w zasadzie chowie tych ptaków jest to najtrudniejsze wyzwanie. Ryzykowne z ekonomicznego punktu widzenia jest też wylęganie się młodych. Przeciętnie na dwa jaja lęgowe powinno przypadać jedno pisklę nadające się do chowu.

Dla piskląt trzeba kupować specjalne mieszanki paszowe. Dorosłe ptaki karmi się zielonkami, najlepiej lucerną, i zbożami z komponentami paszowymi, witaminami i mikroelementami. Doświadczonemu hodowcy wystarczy dziesięć miesięcy, by utuczyć młode strusie do wagi ubojowej, czyli ok. 100 kg. W tym czasie każdy z nich zje blisko pół tony paszy. Jeśli będzie ona pochodzić przede wszystkim z własnego gospodarstwa, to jej koszt można oszacować na 250 – 300 zł. Sumę tę trzeba powiększyć o wydatki na komponenty paszowe, wylęganie, utrzymanie stada podstawowego. Należy też uwzględnić straty związane z nieuchronnymi „upadkami” ptaków. Jeśli planuje się sprzedaż 150 –180 strusi rzeźnych rocznie, trzeba mieć dziewięć – dziesięć rodzin, czyli 30 dorosłych ptaków.

Łączne koszty – biorąc pod uwagę np. bieżące remonty budynku dla strusi, ale bez uwzględniania własnej pracy – wynoszą ok. 500 zł na jednego ptaka. Można go obecnie sprzedać (z VAT, którego hodowcy nie płacą) po ok. 7 zł za 1 kg żywej wagi, czyli za 700 zł. O takich relacjach między kosztami a dochodami, czyli o zysku 150 – 200 zł na sztuce, producenci żywca wieprzowego mogą tylko marzyć (gdy na jednym tuczniku zarobi się 30 – 50 zł, to dobry wynik).

Największe i najlepiej zorganizowane fermy, mające stabilną pozycję na rynku i zapewniony zbyt – takie jak np. gospodarstwo Mariusza Krysika pod Łochowem w woj. mazowieckim sprzedające 300 strusi rocznie – wychodzą na swoje nawet wtedy, gdy karmią ptaki kupowanym zbożem. W tym roku dzięki spadkowi cen zbóż mogą spodziewać się więcej niż zadowalających zysków. Ale ani rolnicy, ani przedsiębiorcy spoza rolnictwa nowych strusich ferm ostatnio prawie nie zakładają.

– Nie spodziewam się powtórki strusiej gorączki sprzed paru lat. Pokazała ona, że branża jest bardzo niszowa i delikatna ekonomicznie. Wszyscy uczestnicy rynku muszą się zachowywać z wielką rozwagą, by nie naruszyć równowagi. Nie ma mowy o konkurowaniu z wieprzowiną, masowej produkcji, wielkich zyskach – przestrzega profesor Jarosław Olav Horbańczuk z Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN w Jastrzębcu pod Warszawą, autor przetłumaczonego na osiem języków podręcznika dla strusiarzy „Struś afrykański”.

[srodtytul]Afrykańska potęga[/srodtytul]

Rynek strusiny, choć potencjalnie chłonny, jest jednocześnie bardzo płytki. W tym roku właściciele ferm nie muszą szukać kupców. Przeciwnie, to firmy skupujące mięso na eksport mają często problemy ze zgromadzeniem wystarczającej ilości żywca, by wywiązać się z kontraktów z zagranicznymi odbiorcami. Ale wzrost produkcji może tę sytuację odwrócić. Następstwem byłby spadek cen i prawdopodobnie zatory w skupie, jak zdarzyło się przed trzema laty.

Tylko niewielka część produktów ze strusia sprzedawana jest na naszym rynku. Trochę mięsa z gospodarczego uboju trafia na stoły gości w gospodarstwach agroturystycznych i w nielicznych (kilkadziesiąt w kraju) restauracjach oferujących egzotyczne potrawy. Skórę można sprzedać, ostatnio za ok. 200 zł, wyspecjalizowanej firmie Henryka Naranowicza z woj. lubuskiego; zajmuje się eksportem do Japonii i Korei Południowej. Strusiarze handlują też na własną ręką zwierzętami zarodowymi, nadwyżkami jaj, wydmuszkami i piórami.

Ale podstawowymi kontrahentami ferm są firmy zajmujące się skupem żywca, przetwórstwem (w 12 wyspecjalizowanych ubojniach i masarniach) i eksportem strusiego mięsa. Jest ich tylko parę. Działają na różnych zagranicznych rynkach i na ogół nie wchodzą sobie w paradę. Większość polskiej strusiny trafia do Szwajcarii, Niemiec, Francji i Szwecji.– Problemem naszej branży jest konkurencja ze strony producentów z Republiki Południowej Afryki. W RPA ubija się rocznie ok. 350 tys. strusi. Stać ich na okresowe zaniżanie cen. Na plecach czujemy już oddech następnego konkurenta, Brazylii. Nasza szansa to zdobycie w UE marki dostawcy świeżego mięsa najwyższej jakości, bo to od zamorskich dostawców jest prawie wyłącznie mrożone – ocenia Henryk Naranowicz, prezes Polskiego Związku Hodowców Strusi.

Cena najlepszego mięsa strusiego, fileta, przekracza na rynku unijnym 13 euro za 1 kg. Mięso w tuszach kosztuje obecnie 5,5 euro za 1 kg. Ale producenci afrykańscy oferują je po zaledwie 4 – 5 euro.– Prawdopodobnie firmy z RPA chcą zdusić w zarodku dopiero rodzącą się konkurencję europejską, przede wszystkim polską i węgierską – uważa prof. Horbańczuk.

[srodtytul]Mięso na nowe czasy[/srodtytul]

Piętą achillesową strusiarstwa jest znikome zapotrzebowanie na mięso na krajowym rynku. Trzy lata temu Wojciech Włodarczyk próbował rozkręcić sprzedaż w Polsce. Nawiązał kontakt z ośmioma wielkimi sieciami handlowymi i zaczął dostarczać strusinę do 116 hipermarketów. Udało mu się sprzedać niewiele ponad tonę.

Po raz kolejny się okazało, że Polacy są bardzo konserwatywni. Nie jemy prawie wcale jagnięciny, gęsiny, kaczek, co rzecz jasna wynika także z wysokich cen. Na 75 kg mięsa spożywanego rocznie przez przeciętnego Polaka ok. 40 kg to wieprzowina. Z 22 kg drobiu na głowę rocznie zdecydowana większość to kurczaki.

Ale są też oznaki, że zaczynają się liczyć walory zdrowotne mięsa. Świadczy o tym np. spore zainteresowanie indykami. A strusina nazywana jest przez dietetyków mięsem XXI wieku. Dlatego strusiarze liczą, że w dłuższej perspektywie będzie przybywać amatorów filetów (w sklepie 60 zł za kg) i gulaszu (40 zł za kg) ze strusia.

– Jeździmy na targi i wystawy. Uczymy kucharzy i gospodynie przyrządzać potrawy ze strusia. Na razie idzie to opornie – przyznaje Aleksandra Dudka, współwłaścicielka katowickiej firmy Strusia Kraina & Mobax. – Ani sklepy, ani sprzedawcy nie są strusiną zainteresowani. Sama słyszałam, jak sprzedawczyni zniechęcała klientkę, która pytała o strusia: po co pani będzie kupować takie drogie mięso?

Mobax to największe w Polsce przedsiębiorstwo zajmujące się skupem, produkcją mięsa kulinarnego i eksportem strusiny. W kraju sprzedaje w sieciach sklepów delikatesowych 15 – 30 kg strusiego mięsa tygodniowo, czyli ok. 1 proc. produkcji (odpowiada to jednemu strusiowi).Można tu przytoczyć starą anegdotę o dwóch przedstawicielach fabryki butów wysłanych do Afryki. Jeden z nich donosi: Nie noszą butów. Żadnych szans. A drugi: Chodzą boso. Wielkie możliwości.

[ramka][b]Ile na start (w tys. zł)[/b]

[b]Bez zakupu ziemi i budowy budynków[/b]

- adaptacja budynku 30

- wybiegi 10

- jaja lęgowe (400 sztuk) 16

- inkubator 20

- energia elektryczna 1

- pasza (dla 200 ptaków) 60

[b]Razem[/b] 137 [/ramka]

[ramka][b]Sto kilo żywej wagi[/b]

- Żeby zachować dobrą kondycję, struś musi biegać. Nawet w małej fermie konieczny jest wybieg, którego dłuższy bok liczy co najmniej 60 m. Przy 200 ptakach trzeba urządzić wybiegi o łącznej powierzchni 2 – 3 ha.

- Dorosły struś powinien mieć dla siebie ok. 5 mkw pod dachem. W praktyce hodowcy starają się to zapewnić tylko ptakom ze stada zarodowego. Młodszym sztukom musi wystarczyć powierzchnia o połowę mniejsza. Na budynki dla strusi dobrze nadają się duże stodoły, w których trzeba urządzić m.in pomieszczenia dla piskląt z możliwością ogrzewania.

- Chów strusi można zacząć od zakupu jaj lęgowych (ok. 40 zł za sztukę) i inkubatora (ok. 20 tys. zł). Żeby doczekać się zdrowego pisklęcia, potrzeba średnio dwóch jaj. Inna droga to zakup odchowanych już np. czterotygodniowych piskląt po 120 – 150 zł za sztukę. Pozwala to zaoszczędzić na inkubatorze, energii elektrycznej i pracy. Można też kupić na początek ptaki zarodowe. Rodzina składająca się z samca i dwóch samic kosztuje ok. 3,5 tys. zł. W ten sposób uzyska się jaja z własnej fermy.

- Przy rocznej sprzedaży 150 – 180 ptaków potrzeba dziewięciu – dziesięciu rodzin stada podstawowego.

- Strusie osiągają wagę ubojową ok. 100 kg w ciągu 9 – 15 miesięcy.

- Karmi się je zielonkami, zwłaszcza lucerną, w zimie warzywami (m.in. marchwią) oraz zbożem.

- Podczas tuczu jedna sztuka zjada paszę za 250 – 300 zł, pod warunkiem że pasza pochodzi z własnego gospodarstwa; jeśli trzeba ją w większości kupować, należy się liczyć z wydatkiem 300 – 350 zł. Do tego powinniśmy doliczyć koszty utrzymania stada podstawowego, zakupu komponentów paszowych, wydatki na energię elektryczną zużytą przy wylęganiu, na remonty budynków. Trzeba też uwzględnić straty związane z nieuchronnymi „upadkami” ptaków.

- Łącznie wydatki na jednego ptaka przeznaczonego na mięso wynoszą 500 – 550 zł.

- Od firmy zajmującej się skupem można otrzymać teraz ok. 700 zł za jednego strusia, czyli 7 zł za 1 kg żywej wagi.

- Część hodowców nastawia się na handel strusiami i strusiną na własną rękę. Z ptaka ważącego 100 kg uzyskuje się 25 kg mięsa pierwszej klasy, 10 kg drugiej klasy i 5 kg podrobów. Detaliczna cena strusiny wynosi obecnie 40 – 60 zł za 1 kg.

- Cena jaja wynosi ok. 30 zł. Od każdej samicy właściciel stada zarodowego uzyskuje nadwyżkę ok. 20 jaj (oprócz tych trafiających do wylęgu). Przed Wielkanocą atrakcyjnie opakowane jaja sprzedaje się nawet po 60 zł, a wydmuszki po 20 zł.

- Skórę strusia można sprzedać za 200 zł. Długie strusie pióro (białe, 50 – 70 cm) kosztuje 15 – 18 zł.[/ramka]

[ramka][b]Ptaki lepsze niż trzoda[/b]

Moje gospodarstwo opiera się na dwóch rodzajach hodowli. Jest to żywiec wieprzowy i strusie. W niektórych latach sprzedaję rocznie nawet 700 tuczników. Strusi mam znacznie mniej, tylko 200. Ale dochody przynoszą mi prawie takie same jak świnie. Kiedy spadają ceny, do żywca wieprzowego zdarza mi się dopłacać. Na strusiach lepiej czy gorzej, ale zawsze jakoś wychodzę na swoje. Właściwie dzięki nim gospodarstwo jakoś prosperuje.W przeszłości przez 18 lat miałem zakład betoniarski. Kiedy przestał się opłacać, przerzuciłem się na rolnictwo. Będąc w interesach w Holandii, miałem okazję zwiedzić fermę strusi. I od razu mi się spodobało.Strusiowi nie trzeba budować drogich budynków inwentarskich, tak jak np. krowom. Wystarczy, gdy ma sucho i może schować się pod dachem. Jeżeli nie żałuje mu się latem lucerny, a zimą warzyw, to nie trzeba dużo zboża, żeby w ciągu dziesięciu miesięcy doszedł do 100 kg wagi. Tę ilość paszy, jakiej potrzebuje moje stado, uzyskuję bez trudu ze swojego 32-hektarowego gospodarstwa. Struś nie wymaga wiele pracy ani specjalnego zachodu poza karmieniem dwa razy dziennie. A jeśli wypadnie np. jakiś nagły wyjazd i przez cały dzień nie dostanie nic do jedzenia, to też nic złego się nie stanie.

Kiedy sprowadziłem pierwsze ptaki, strusie fermy można było w Polsce policzyć na palcach jednej ręki. Początkowo była to bardziej zabawa, ale jakieś pięć lat temu, podczas wielkiego boomu na strusie, zrobił się z tego poważny, dochodowy biznes. Sprzedawałem wtedy prawie wyłącznie sztuki reprodukcyjne. Za jedną można było wziąć nawet ponad 4 tys. zł.Te czasy już nie wrócą. Prawie wszyscy amatorzy, a byli wśród nich np. artyści i księża, ostatnio się wykruszyli. Pozostali przeważnie rolnicy z prawdziwego zdarzenia nastawiający się tak jak ja na produkcję żywca strusiego. Jego ceny są bardziej stabilne i znacznie wyższe niż żywca wieprzowego – w tym roku cena dochodziła nawet do 8 zł za 1 kg – a koszty produkcji niższe.[/ramka]

[ramka][b]Kosztowna atrakcja [/b]

Pierwszych kilkanaście strusi sprowadziłem sześć lat temu. Miały być u mnie atrakcją, która przyciągnie turystów. I to się sprawdziło. Dzięki strusiom zaczęli przyjeżdżać do mnie najpierw goście z Olsztyna, a potem z całej Warmii i Mazur.

Założyłem mały zwierzyniec z końmi, kozami, świniami karłowatymi i królikami. Zainwestowałem też w bazę noclegową i restaurację Gospoda pod Strusiem. Tak powstało spore gospodarstwo agroturystyczne. Rocznie odwiedza je 15 tys. osób. Zwiedzanie – bilet kosztuje 3 zł – połączone jest z opowieścią o strusiach i innych zwierzętach oraz z rodeo – są to jedyne w kraju pokazy jazdy na strusiu. Ale utrzymanie stada to u mnie prawie wyłącznie koszty. Zarabiam trochę tylko na sprzedaży jaj i piór.W okresie największej mody na strusie miałem nadzieję, że ptaki zaczną zarabiać na siebie, a może przyniosą liczący się dochód. Powiększyłem stado do 130 sztuk z myślą o produkcji żywca. Ale to się kompletnie nie sprawdziło. Mam tylko 3,5 ha ziemi. Za mało, żeby mieć własną paszę. Kupowałem ją prawie w całości. Gdy wydawałem na ten cel ok. 700 zł za 100 kg strusia, czasem udawało mi się trochę zarobić, ale innym razem musiałem dokładać. Zmniejszyłem więc stado do 15 sztuk. Nawet strusie mięso do restauracji wolę dzisiaj kupować.

Jeśli ktoś ma kilkadziesiąt hektarów ziemi i sprzedaje na mięso 400 – 500 ptaków rocznie, to pewnie wychodzi na swoje. Ale uważam, że nie jest to wielki biznes. Na pewno nie jest bardziej stabilny i opłacalny niż kurnik czy ferma trzody chlewnej.

Spośród strusich ferm, a było ich w województwie warmińsko-mazurskim kilkanaście, z tego co wiem, zostały tylko dwie. To nie przypadek, że strusi boom zaczął się u nas od sprowadzania ptaków tanio wyprzedawanych np. w Holandii. W Europie Zachodniej wcześniej się zorientowano, że to się nie opłaca.[/ramka]

Strusiarstwo, najmłodsza gałąź produkcji drobiarskiej, uważane jest za jeden z najbardziej obiecujących kierunków w polskim rolnictwie. Ocenia się, że już ferma licząca ok. 200 ptaków, w tym 30 sztuk reprodukcyjnych, może zapewnić utrzymanie przeciętnej rodzinie. Strusie nie sprawiają na ogół problemów. Gdy są odchowane, nie mają wielkich wymagań żywieniowych, są odporne na chłody i upały, rzadko chorują i szybko przybierają na wadze. Właściwie jedyna ich wada to skłonność do kopania.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy