[b][link=http://www.rp.pl/galeria/235133,342124.html]Zobacz zdjęcia[/link][/b]
Lucerniańska młodzież ma taki zwyczaj. Kiedy ślub jest już ustalony, kandydat na pana młodego rusza w miasto z kolegami, a przyszła panna młoda z grupą przyjaciółek. Ich zadaniem jest uzbierać nieco pieniędzy na ślub. Ale to tylko pretekst, bo zabawa ma raczej charakter wieczoru panieńskiego lub kawalerskiego. Śmiechu więc przy tym co niemiara.
Najważniejsze to obmyślić oryginalny sposób, by ludzie chcieli dawać datki. Widziałem trzy takie sposoby. Raz piękna dziewczyna oferowała przechodniom czerwone róże lub kubek kawy nalanej z wielkiego termosu niesionego przez jej towarzyszki (5 franków). Kto odmówi pięciu franków uroczej pannie młodej? A właściwie całej gromadzie panien? Innym razem pewna „sierotka” z koszykiem pełnym gadżetów sprzedawała pudełka zapałek z... naklejonymi własnymi fotografiami. Po 2 franki.
Ale najbardziej pomysłowi okazali się trzej mężczyźni, którzy przytaszczyli dwie miednice z kolorowymi balonami (wielkości piłki tenisowej) wypełnionymi wodą. Dwóch z nich przywiązało trzeciego do filara w podcieniach starej kamienicy, po czym zachęcali zgromadzonych gapiów do rzucania w delikwenta balonami. Jeden rzut – 2 franki. Chętnych nie brakowało i już po chwili chłopak był cały mokry.
[srodtytul]U stóp Poncjusza[/srodtytul]