Na prawie 300 tysięcy osób, jakie we wrześniu zarejestrowały się w urzędach pracy, niespełna 64 tys. jako przyczynę bezrobocia wskazało zwolnienie z pracy. W prawie 90 urzędach była to co trzecia – co ósma osoba, a w pozostałych znacznie mniej.
– To nie znaczy, że pozostali nie stracili pracy – tłumaczy Jadwiga Nowak, wicedyrektor PUP w Myszkowie, w woj. śląskim. – Im najczęściej nie przedłużono umowy czasowej.
Zdaniem dyrektor Nowak coraz więcej firm nie zatrudnia ludzi na stałe umowy o pracę i zamiast zwalniać i ponosić dodatkowe koszty związane z odprawami, po prostu nie przedłuża umów. – A potem, gdy takie osoby się rejestrują u nas, wypadają z grupy osób zwolnionych z przyczyny zakładu pracy. W powiecie jest ponad 17-proc. bezrobocie, a w rejestrach ponad 4 tys. osób. Służby pracy szacują, że co trzecia osoba, jaka się rejestruje, właśnie straciła pracę, bez względu na jej formę, i poszukuje kolejnej. A 20 – 30 proc. to ci, którzy potrzebują jedynie ubezpieczenia zdrowotnego.
Podobnie jest w gliwickim urzędzie pracy. Wydawałoby się, że na Śląsku firmy są w bardzo dobrej kondycji, bo we wrześniu tylko 36 bezrobotnych przyznało, iż zostało zwolnionych z przyczyn zakładu pracy. Ale, jak tłumaczy Marek Kuźniewicz, dyrektor gliwickiego PUP, wybieg z umowami czasowymi stosują nie tylko małe firmy, ale i duże. – Gdy na początku roku zmniejszano zatrudnienie w Opolu, większości z rejestrujących właśnie nie przedłużono czasowych umów. W powiecie gliwickim na ponad 8,7 tys. bezrobotnych tylko niespełna 1,3 tys. osób kiedyś pracowało.
Ale, jak zwraca uwagę Zdzisław Szramowski z PUP w Ostródzie, nie zawsze praca czasowa oznacza asekurację przedsiębiorców. – Teraz mamy więcej rejestrujących się bezrobotnych, bo pokończyły się roboty sezonowe, a te zawsze są związane z czasowymi umowami – przypomina.