Za oceanem padają kolejne banki. Bezrobocie najwyższe w historii, sklepy wabią klientów kosztem drastycznego spadku zysku. Te najdroższe zmniejszyły zamówienia, bo nie chcą zostać ze stosami niesprzedanego towaru, tak jak było przed rokiem.
Ekonomiści są podzieleni. Nouriel Roubini, człowiek, który przewidział kryzys finansowy, upiera się, że do wyjścia z niego jeszcze daleko. Inni, jak Carl Riccadonna, szef analityków amerykańskich w Deutsche Bank Americas, pokazują świeże oficjalne dane: PKB w trzecim kwartale wzrósł o 3,5 procent i zwiększał się już od czerwca. Ich zdaniem najgorsze już minęło.
[srodtytul]Tanio, coraz taniej[/srodtytul]
Amerykanie są raczej pesymistami. Trudno im się dziwić. Droższe zrobiły się wakacje, bo dolar znów stracił na wartości. Domy niby nie tanieją, ale przed kolejnymi pojawiają się tabliczki „Bank Owned“. Przejęte przez bank. Gospodarka może i się rozwija, ale pracy nie tylko nie przybywa, ale wiele osób może ją stracić. Na początku przyszłego roku co najmniej co dziesiąty Amerykanin, który będzie chciał pracować, nie będzie w stanie znaleźć żadnego zajęcia.
– Zapasy przestały rosnąć, nawet powoli zaczynają się zmniejszać. To jedna z oznak odbudowującej się gospodarki – argumentuje Riccadonna. Tego samego zdania jest prezes Rezerwy Federalnej Ben Bernanke. W wywiadzie dla sieci CNN mówił wyraźnie odprężony: – Popyt oraz produkcja wyraźnie się stabilizują.