Na początku notowań w Warszawie wydawało się, że padną kolejne rekordy. Przy umiarkowanym handlu indeksy rosły po ok. 0,5 proc. aż do popołudniowej publikacji danych z amerykańskiego rynku pracy.
Gdy okazało się, że w marcu w sektorze prywatnym ubyło 23 tys. miejsc pracy (oczekiwano wzrostu o 40 tys.) giełdowe indeksy w ślad za rynkami zagranicznymi w kilka chwil znalazły się pod kreską.
Ale od czego tzw. window dressing. W ostatni dzień kwartału determinacja, z jaką gracze bronili obecnych poziomów, była imponująca. WIG20 odrobił część strat i znów zaczął zmierzać nad kreskę. Sytuacja powtórzyła się po kolejnych również złych dla giełd danych na temat indeksu Chicago PMI badającego aktywność biznesu na środkowym zachodzie Stanów. Wskaźnik spadł silniej niż sądzono, na co giełdy znów zareagowały przeceną. Na początku notowań na Wall Street ceny spadły po ok. 0,5 proc.
Tym razem jednak próba pchnięcia WIG20 w górę nie powiodła się i ostatecznie podliczono go o 0,4 proc. niżej niż w środę. W końcówce sesji na rynku pojawiło się więcej pieniędzy. Obroty przekroczyły 1,6 mld zł.
Słabo zaprezentowały się defensywne spółki, CEZ i TP, których kursy spadły najmocniej.