Na 50 mld euro firma doradcza Deloitte wyliczyła wydatki na niezbędne źródła wytwarzania prądu w polskiej energetyce do 2030 r. Nowe moce są konieczne, by zastąpić stare – systematycznie wyłączane – ale szybko i na czas nie powstaną (mogą to utrudnić m.in. problemy z zapewnieniem finansowania). A za pięć lat moce polskich elektrowni mają się zmniejszyć o ok. 5 proc.
W swoim najnowszym raporcie Deloitte wskazał na konieczność budowy bloków w elektrowniach konwencjonalnych o łącznej mocy 15 tys. MW za 22,5 mld euro oraz ze źródeł odnawialnych – ok. 10 tys. MW, na co potrzeba 15 mld euro. Do tych wydatków trzeba jeszcze dodać realizację projektu pierwszej elektrowni atomowej w Polsce, której koszty wyniosą przynajmniej 12 mld euro.
– Obawiam się czarnej pięciolatki od 2015 roku. Aby pokryć rosnące zapotrzebowanie na energię, trzeba będzie zrezygnować z wyłączenia niektórych bloków – mówił wczoraj dziennikarzom Wojciech Hann, partner kierujący Zespołem Energii i Zasobów Działu Doradztwa Finansowego Deloitte. – Tym bardziej że poza kablem do Szwecji nie mamy linii transgranicznych wystarczających do importu znaczącej ilości energii.
Zdaniem eksperta choć kilka firm zapowiada budowę nowych dużych bloków w elektrowniach konwencjonalnych, jak Opole czy Turów, to i tak nie zostaną one oddane do użytku wcześniej niż około 2017 r.
Nowe inwestycje w elektrowniach zależą od możliwości zdobycia kapitału, a te są ograniczone. – Finansowanie jest możliwe na zasadzie project finance lub w oparciu o bilans firmy – mówił Wojciech Hann. – Cztery polskie grupy energetyczne mają jeszcze bilanse nieobciążone, ale ta sytuacja się zmieni, gdy tylko któraś z nich rozpocznie budowę dużego bloku węglowego i poniesie część wydatków. Tymczasem instrumenty finansowe nie są zbyt korzystne dla energetyki, bo z reguły termin zapadalności wynosi sześć – siedem lat, podczas gdy sektor potrzebuje instrumentów na dłuższą perspektywę: 20 – 30 lat – dodał.