Premier Litwy Andrius Kubilius w wydanym dziś oświadczeniu przyznał, że nie zna powodów decyzji szefów KEPCO.

Budowa nowej elektrowni atomowej na miejsce starej - zamkniętej z końcem ubiegłego roku w Ignalinie, ma dla Litwy kluczowe znaczenie z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego tego kraju. Pozwoli zrezygnować z importu energii z Rosji.

Ale inwestycja ma już kilkuletnie opóźnienie. Jej budowa miała ruszyć jeszcze w 2009r., ale do tego czasu nie udało się Litwie wybrać inwestora. A gdy już władze ustaliły, że będzie miał 51 proc. udziałów w inwestycji, to przetarg przedłużał się. W projekt mają zaangażować się firmy także z Łotwy i Estonii oraz Polski, ale Polska Grupa Energetyczna jeszcze nie podjęła ostatecznej decyzji w tej sprawie.

Władze w Wilnie liczą, że uda się wybudować elektrownię w ciągu 10 lat. Ale eksperci przyznają, że "najlepszy moment na rozpoczęcie inwestycji już minął" i teraz Litwinów czeka trudne zadanie znalezienia inwestora. Tym bardziej, że koszty projektu szacuje się na 3-5 mld euro.

Konkurencyjną wobec litewskiej elektrowni planują Rosjanie - w Obwodzie Kaliningradzkim. I pierwszy z bloków - o mocy 1150 MW ma być gotowy już za 6 lat. Inter RAO, które jest inwestorem, zamierza eksportować z enklawy energię do krajów nadbałtyckich i do Polski.