Na wiadomość o zamianie akcji BP i Rosnieftu bardzo ostrożnie zareagowali natomiast ekonomiści i politycy w USA. „The Wall Street Journal” zauważył, że porozumienie ukazuje wielką ironię: „wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej nie wpłynął na możliwość zawierania kluczowych umów na wydobycie ropy, nawet w tak przyrodniczo wrażliwych obszarach jak Arktyka”.
Przedstawiciele BP podkreślają, że dzięki wielkiemu wyciekowi ropy firma zdobyła doświadczenie, jak sobie radzić z tego typu katastrofami. Mimo to przeciwko dopuszczaniu BP w pobliże najbardziej wrażliwych na zanieczyszczenia części świata protestują ekolodzy.
– Ponieśli kompletną porażkę w Zatoce Meksykańskiej, 50 mil od Nowego Orleanu. W miejscu, do którego miały dostęp tysiące statków, samolotów i ludzi. Ile z tych środków będą mieli do dyspozycji na Arktyce? – pytał Charlie Kronick z Greenpeace.
Podejrzliwie do umowy podchodzi też część polityków w USA, którzy chcą, by transakcji BP z Rosnieftem przyjrzała się Komisja ds. Inwestycji Zagranicznych. Brytyjski koncern był w 2009 r. największym dostawcą paliwa dla Pentagonu. – Zbadania wymagają konsekwencje związków BP z rosyjską firmą dla bezpieczeństwa narodowego – przekonuje republikański kongresmen Michael Burgess, cytowany przez Bloomberg.
Z kolei niektórzy ekonomiści uważają, że BP popełniło błąd, wchodząc w spółkę z Rosjanami. Brytyjski koncern „przypomina hazardzistę, który przegrał kilka ważnych partii z rzędu i doszedł do wniosku, że jego szczęście musi się odmienić” – zauważa popularny blog ekonomiczny „Streetwise Professor”. I przekonuje, że aby rozpocząć wydobycie na złożach w Arktyce, BP będzie musiało włożyć w spółkę z Rosnieftem duże pieniądze i technologie.