Od wykorzystania derogacji zależy m.in. realizacja inwestycji w sektorze – budowa nowych bloków w elektrowniach, a od ich opłacalności – cena energii w kraju od 2013 r. Tymczasem – jak przyznają przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki – Bruksela namawia nas do niewykorzystywania derogacji. Ekspertów to nie zaskakuje. – To leży w interesie Komisji Europejskiej – mówi prof. Stanisław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej. – Polityka Unii zmierza bowiem w kierunku istotnego ograniczenia emisji dwutlenku węgla i coraz głośniej mówi się o redukcji nie tylko o 20 proc., ale nawet o 30 proc.
Jego zdaniem możliwe, że Bruksela tak opracuje wytyczne do wniosku o derogacje, że nie będziemy w stanie jako kraj ich spełnić. Na dodatek przyjęcie naszego wniosku zależy od urzędników w Brukseli.
Formalnie Polska ma do 30 września czas na złożenie w Komisji Europejskiej dokumentów umożliwiających skorzystanie z derogacji. Ale w opinii ekspertów naszym władzom zostało tylko około pięciu miesięcy na uzgodnienia z Brukselą wszystkich rozbieżności i szczegółów dotyczących wniosku. – Polska powinna przygotować dokument przed końcem półrocza, by mieć jeszcze trochę czasu na uzyskanie jego wstępnej oceny i ewentualne poprawki przed wyznaczonym na 30 września ostatecznym terminem – mówi "Rz" radca prawny Paweł Grzejszczak z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
I przypomina, że we wniosku musi być m.in. sposób rozdysponowania darmowych pozwoleń na emisję CO2 i lista firm, które z nich skorzystają, wraz z przydziałem.
Bruksela ma pół roku na ocenę dokumentów, więc na ewentualne odwołanie czy zaskarżenie zostanie Polsce zaledwie dziewięć miesięcy, skoro od 2013 r. system ma wejść w życie. Derogacja daje prawo do 70 proc. darmowych pozwoleń w 2013 r. Odrzucenie naszego wniosku oznaczać będzie, że nowo budowane elektrownie będą kupować na otwartych aukcjach wszystkie uprawnienia do emisji i ponosić dodatkowe koszty produkowanej energii. Jeśli będą za wysokie, bloków po prostu nie będzie się opłacało budować.