Trzeba powiedzieć, że na takie ogłoszenie rządu Polacy reagowali dotąd ze zdrowym sceptycyzmem, jaki zazwyczaj okazują wobec wszystkich przejawów aktywności kolejnych rządów (notabene sceptycyzmem wcale nie jednostronnym – kiedy któryś rząd mówi, że w gospodarce jest dobrze, wszyscy się śmieją i widzą tylko kłopoty, za to gdyby rząd powiedział, że np. system emerytalny za 30 lat się rozsypie i trzeba podnieść wiek emerytalny, wszyscy stwierdziliby, że to czyste panikarstwo).
Tym razem nie chodzi jednak o rządową propagandę, chodzi o twarde dane. W 2009 r., kiedy w całej Europie spadała produkcja, Polska była jedynym krajem, w którym PKB dalej wzrastał. Co jeszcze dziwniejsze, w kolejnym 2010 r. utrzymaliśmy się w grupie trzech, czterech krajów Unii, które rozwijały się najszybciej, choć przecież teoretycznie łatwiej byłoby o wysoką dynamikę rozwoju wszędzie tam, gdzie PKB spadł.
Nie jest moim celem zastanawianie się teraz, jakim cudem mogło się to wydarzyć. Bo że cud miał miejsce, nie ma raczej wątpliwości – jeśli wykluczyć ingerencję sił wyższych, to naprawdę trudno sobie wytłumaczyć, czym takim Polska przebiła wszystkie pozostałe kraje Unii i zasłużyła sobie na takie wyniki.
Jest jednak dziedzina życia, w której prawdziwe cuda zdarzają się bardzo rzadko. Tą dziedziną są finanse. A że tempo wzrostu polskiego PKB uległo silnemu ograniczeniu, spadły też poniżej oczekiwań wpływy podatkowe. Jednocześnie – w odróżnieniu od większości ministrów finansów krajów Unii – nasz minister nie zdecydował się na silne ograniczenie wydatków budżetowych, zadowalając się stosunkowo mało dotkliwymi oszczędnościami, a częściowo wręcz zabiegami natury księgowej. Czy zrobił dobrze czy źle, można się kłócić.
W 2009 r. dodatkowy impuls popytowy tworzony przez wzrost deficytu być może był właśnie tym czynnikiem, który uratował nas przed recesją. Ale konsekwencją takiego wyboru, podtrzymanego w latach 2010 – 2011, stał się gwałtowny skok zadłużenia państwa. Finanse publiczne znalazły się w dość opłakanym stanie, który nie grozi wprawdzie żadnym natychmiastowym wybuchem, ale może budzić rosnące zaniepokojenie.