Jesteś żonaty, w separacji, rozwiedziony czy może żyjesz w wolnym związku? Od ilu lat mieszkasz pod tym samym adresem? Dostajesz pensję gotówką czy przelewem? Ile lat ma twój samochód i ile jest wart? Na tego typu pytania musi odpowiedzieć każdy, kto złoży w banku wniosek o wydanie karty kredytowej z kilkutysięcznym limitem zadłużenia.
Wydanie karty kredytowej musi być poprzedzone analizą sytuacji finansowej wnioskującego. Bank powinien wiedzieć, ile zarabia przyszły kredytobiorca, jakie koszty utrzymania ponosi i jakie zobowiązania zaciągnął wcześniej wobec innych banków. Dopiero na tej podstawie można ocenić, czy będzie go stać na spłatę kredytu na karcie i czy wobec tego można z nim podpisać umowę o posługiwanie się plastikowym pieniądzem.
Przeprowadzenie tego typu analizy jest nie tyle prawem, co wręcz obowiązkiem banku. Oczywiste jest też umieszczenie w formularzu pytań o podstawowe dane klienta, takie jak imię i nazwisko, adres zamieszkania, numer PESEL czy serię i numer dowodu osobistego. Wreszcie część pytań dotyczy samej karty - a więc na przykład wysokości dziennych sublimitów dla transakcji gotówkowych i bezgotówkowych. Dociekliwość banków idzie jednak znacznie dalej.
Instytucje finansowe mają prawo wiedzieć, czy osoba starająca się o kartę kredytową ma męża lub żonę, z którym pozostaje w małżeńskiej wspólności majątkowej. Pytają jednak o znacznie więcej - i to pod groźbą odpowiedzialności karnej za podanie nieprawdziwych informacji. Osobne pole w formularzu powinien zaznaczyć kawaler lub panna, osobne – wdowiec lub wdowa, inne przewidziano dla osób żyjących w separacji, a w skrajnym przypadku - nawet w wolnym związku. Częścią wniosku są też pytania o mieszkanie klienta, choć przecież nieruchomość zabezpieczeniem kredytu na karcie nie jest. Banki chcą wiedzieć nawet to, czy przyszły kredytobiorca mieszka w mieszkaniu wynajmowanym na rynku, użyczanym przez znajomego czy u krewnych.
Z ogromną i nieuzasadnioną szczegółowością banki drążą kwestię zatrudnienia. Wysokość pensji jest potrzebna, by ocenić zdolność kredytową, a kontakt do pracodawcy - by zweryfikować te informacje. Do czego natomiast potrzebna jest informacja, czy aplikujący o kartę jest zatrudniony w firmie „dużej/znanej" czy „innej"? Bank, który o to pyta, nie umiał nawet określić, gdzie przebiega granica między tymi grupami. "Zdajemy się na subiektywne odczucie klienta w tym względzie" – brzmi oficjalna odpowiedź z biura prasowego tej instytucji. A wszystko to pod groźbą odpowiedzialności karnej. W formularzach niektórych banków pojawiają się też mniej standardowe pytania: o formę, w jakiej pracodawca wypłaca pensję, o posiadanie samochodu, a nawet ubezpieczenia na życie.