Nie minęło wiele czasu, a nowe, twarde zasady budżetowe w strefie euro napotkały pierwszy poważny test. Konfrontacja Hiszpanii z Brukselą w sprawie wielkości deficytu budżetowego na 2012 rok postawiła unijnych urzędników wobec dylematu: jak zachować wiarygodność ostrzejszych przepisów budżetowych, nie wywołując w Hiszpanii kryzysu na wzór Grecji, poprzez nazbyt energiczne cięcie deficytu?
Gorsze wyniki
Premier Hiszpanii Mariano Rajoy ogłosił, że nowy cel dotyczący deficytu będzie wynosił nie 4,4 proc. PKB, jak uzgodnił jego poprzednik z Komisją Europejską, ale 5,8 proc. Powód? Zeszłoroczny deficyt wyniósł 8,5 proc., a nie 6 proc., co było podstawą dla tegorocznych szacunków. Realizacja wcześniej uzgodnionego celu na 2012 rok ograniczyłaby popyt wewnętrzny o 4 pkt proc., jeszcze bardziej pogłębiając kryzys. Nie tylko jednostronna decyzja Rajoya rozeźliła urzędników w Brukseli, ale i sposób, w jaki ją przedstawił. Powiedział mianowicie dziennikarzom: – To suwerenna decyzja Hiszpanii, którą niniejszym wam komunikuję.
Natychmiast pojawiły się sygnały, że Rajoy powinien uważać na to, co mówi. Rentowności hiszpańskich obligacji wzrosły nieznacznie w ubiegłym tygodniu i są dziś znacząco wyższe niż włoskich.
Trudno jednak znaleźć ekonomistę, który sądziłby, że zbyt radykalne obniżenie deficytu miałoby jakikolwiek sens. Po pierwsze, istnieje ryzyko utraty wiarygodności w przypadku niezrealizowania celu; po drugie, nadmierne obniżenie popytu w gospodarce, która już zmaga się z 23-proc. bezrobociem, mogłoby poważnie pogłębić recesję i utrudnić osiągnięcie 3-procentowego deficytu, który Rajoy obiecał na rok 2013. Czy jednak Rajoy dostanie swobodę manewru? Europejscy politycy przyznają, że w Brukseli istnieje głęboki podział w tej sprawie.