Ile można zarobić na inwestycji w skrzypce

Skrzypce jako lokata kapitału? Dlaczego nie. W ostatnich stuleciach można było w ten sposób zarobić średnio 3,5 proc. rocznie. Najlepsze instrumenty drożeją szybciej i dziś kosztują miliony dolarów.

Publikacja: 23.05.2013 02:10

Skrzypce z 1791 r., wykonane przez Guarneriego, w 2008 r. kupił na aukcji w londyńskim Sotheby’s ros

Skrzypce z 1791 r., wykonane przez Guarneriego, w 2008 r. kupił na aukcji w londyńskim Sotheby’s rosyjski biznesmen Maksim Wiktorow; ceny nie ujawniono

Foto: Bloomberg News, Frantzesco Kangaris Frantzesco Kangaris

Gdybym był bogaczem... – śpiewał Tewje Mleczarz, główny bohater musicalu „Skrzypek na dachu".  Być może faktycznie zostałby nim, gdyby w jego ręce trafiły skrzypce z pracowni Antonia Stradivariego, od lat warte majątek.

Instrument Lady Blunt, którego właścicielką była m.in. Anne Blunt, wnuczka angielskiego poety George'a Byrona, w czerwcu 2011 r. został sprzedany w domu aukcyjnym Tarisio za 15,9 mln dolarów. Skrzypce należały do  tokijskiej kolekcji Nippon Music Foundation, składającej się z dziewiętnastu stradivariusów. Zostały wystawione na licytację, z której dochód przekazano na pomoc Japończykom poszkodowanym w wyniku trzęsienia ziemi i tsunami w marcu 2011 r.

Włoska złota epoka lutnictwa

Lady Blunt to obecnie najdroższe skrzypce świata. Fachowcy szacują, że łączna wartość 2 tysięcy instrumentów najwyższej klasy wynosi ok. 4 mld dolarów.

16 mln USD prawie tyle zapłacono za najdroższe skrzypce świata pochodzące z pracowni Stradivariego

Ocenia się, że do dziś zachowało się ok. 650 skrzypiec z pracowni Stradivariego i ok. 135, które wyszły spod ręki Giuseppe Guarneriego del Gesu. Właśnie ci dwaj mistrzowie uznawani są za najwybitniejszych przedstawicieli włoskiej złotej epoki lutnictwa (1600–1750). Przeciętnie za skrzypce Stradivariego trzeba dziś zapłacić 6–7 mln dolarów, a za te z późniejszych lat pracy del Gesu 5–10 mln dolarów.

Dlaczego są one tak bardzo pożądane przez melomanów i inwestorów?  – Poziom sztuki lutniczej w czasie włoskiej złotej ery osiągnął swoje maksimum. Te instrumenty to arcydzieła pod każdym względem – mówi Marek Woźniak, rzeczoznawca, członek Związku Polskich Artystów Lutników; prowadzi sklep lutnicy.pl.

Co powoduje, że skrzypce z tego okresu wyróżniają się tak wysoką jakością? – Na ten temat pojawia się wiele spekulacji. Niektórzy wskazują na użyty lakier, ale w instrumentach zachowanych do dziś przeważnie uległ on już niemal całkowitemu starciu. Pojawiają się również teorie, że w procesie produkcji skrzypiec został zastosowany popiół pochodzący z Wezuwiusza albo że drewno było namaczane w wodzie morskiej. Prawdopodobnie jednak o niezwykłym brzmieniu tych instrumentów decyduje kształt sklepienia płyty dolnej i górnej – opowiada Marek Woźniak.

Na jakość skrzypiec niezaprzeczalny wpływ ma ich wiek. Wraz z upływem czasu zmieniają się bowiem właściwości fizyczne drewna. – Drewno iglaste na górnej płycie z włóknistego staje się bardziej kruche, z kolei jawor na płycie dolnej twardnieje. Pod wpływem napięcia strun drewno pracuje przez kilka stuleci, co pozwala uzyskać tak zachwycające brzmienie – wyjaśnia Marek Woźniak.

Stabilny wzrost cen

Poza skrzypcami z najwyższej półki do obrotu trafiają również tańsze instrumenty. Co więcej, ich wartość systematycznie rośnie.

Profesor Kathryn Graddy z amerykańskiego Uniwersytetu Brandeis szczegółowo zbadała ten rynek. W swoim opracowaniu przeanalizowała 337 transakcji sprzedaży tych samych instrumentów w okresie od 1850 do 2008 r. (na aukcjach i poprzez pośredników) oraz 2,5 tys. indywidualnych transakcji przeprowadzanych na aukcjach od 1980 r. W pierwszym przypadku realne stopy zwrotu wyniosły ok. 3,5 proc. rocznie, w drugim – ok. 3,3 proc. Wyliczenia te obejmują nie tylko najdroższe egzemplarze. Ceny stradivariusów i del Gesu rosły w ostatnich latach mniej więcej dwa razy szybciej.

Czy zatem skrzypce można traktować jako uzupełnienie portfela inwestycyjnego?

– Problem polega na tym, że rynek skrzypiec jest bardzo mały. Na podstawie analizy cen instrumentów w przeszłości można uznać, że mogłyby one znaleźć miejsce w zróżnicowanym portfelu inwestycyjnym. Wprawdzie stopy zwrotu są niskie w porównaniu z zyskami z akcji, ale jednocześnie te rynki są ze sobą słabo skorelowane – mówi „Rz" profesor Kathryn Graddy. – Z drugiej strony, biorąc pod uwagę niewielki rozmiar tego rynku, gdyby wielu inwestorów postawiło na skrzypce, doprowadziłoby to do destabilizacji rynku. A to z kolei sprawiłoby, że wcześniejsze kalkulacje okazałyby się nietrafne. Na pewno nie zarekomendowałabym inwestorom, by każdy z nich dodał skrzypce do swojego portfela. Liczba dostępnych instrumentów jest po prostu zbyt mała.

Kupują Rosjanie i Chińczycy

Zakup skrzypiec z myślą o pomnożeniu majątku z pewnością nie jest pomysłem dla każdego inwestora zarówno z uwagi na wysokie koszty, niewielką podaż instrumentów wysokiej klasy, jak i konieczność traktowania takiej inwestycji jako długoterminowej. Jrdnocześnie popyt gwałtownie rośnie, ponieważ na rynku pojawili się bogaci klienci z Rosji i Chin. To sprawia, że ceny idą w górę coraz bardziej dynamicznie.

Jeśli więc ktoś dysponuje odpowiednio wysokim kapitałem, może rozważyć taką dość oryginalną i potencjalnie zyskowną inwestycję. A pozostali mogą sobie zanucić: „Gdybym był bogaczem...".

Nietypowy fundusz inwestycyjny

Artyści grają, inwestorzy zarabiają

Większość kolekcjonerów zarówno prywatnych, jak i instytucjonalnych wypożycza instrumenty utalentowanym muzykom. Ci ostatni ponoszą koszty ubezpieczenia (0,5–2 proc. wartości) i konserwacji skrzypiec, ale nie płacą za samo ich wynajęcie. Na świecie pośrednictwem w tego typu transakcjach zajmują się nawet niektóre instytucje kulturalne. Jedną z nich jest Australian Chamber Orchestra z siedzibą w Sydney. Richard Tognetti, dyrektor artystyczny orkiestry (przed laty uczył gry na skrzypcach aktora Russela Crowe'a na potrzeby roli w filmie „Pan i władca na krańcach świata"), stworzył specjalny fundusz inwestycyjny. Jego udziałowcy, którzy wpłacą minimum 50 tys. dolarów australijskich (niespełna 51 tys. dolarów amerykańskich), mogą zarobić na wzroście wartości instrumentów kupionych przez fundusz dla muzyków orkiestry. Wśród nich jest Stradivarius powstały z połączenia dwojga skrzypiec włoskiego mistrza (z 1728 r. i 1729 r.) o wartości 1,8 mln dolarów. Fundusz ma zostać rozwiązany w 2021 r., chyba że inwestorzy postanowią przedłużyć jego działalność. Czy taka inicjatywa byłaby możliwa również w naszym kraju? – Uważam, że byłoby to doskonałe rozwiązanie. Umożliwiłoby to wielu najlepszym muzykom naszych orkiestr grę na świetnych instrumentach – mówi Antoni Wit, dyrektor naczelny i artystyczny Filharmonii Narodowej. – O takiej możliwości wykorzystywanej w innych krajach wiem od dawna. Niestety, dyrektorzy banków, z którymi rozmawiałem, nie podjęli tematu, wspominając, że nie ma tutaj powiększających się odsetek. Tak, to prawda, ale przecież rośnie wartość kapitału. Podobnego zdania jest Bogdan Tosza, dyrektor naczelny Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie. – Utworzenie podobnego funduszu w Polsce byłoby świetnym pomysłem. Niestety, w naszym kraju wciąż mamy zbyt mało bogatych ludzi, którzy byliby tym zainteresowani. Musi upłynąć jeszcze sporo czasu, by taki związek biznesu z kulturą był w ogóle możliwy.

Gdybym był bogaczem... – śpiewał Tewje Mleczarz, główny bohater musicalu „Skrzypek na dachu".  Być może faktycznie zostałby nim, gdyby w jego ręce trafiły skrzypce z pracowni Antonia Stradivariego, od lat warte majątek.

Instrument Lady Blunt, którego właścicielką była m.in. Anne Blunt, wnuczka angielskiego poety George'a Byrona, w czerwcu 2011 r. został sprzedany w domu aukcyjnym Tarisio za 15,9 mln dolarów. Skrzypce należały do  tokijskiej kolekcji Nippon Music Foundation, składającej się z dziewiętnastu stradivariusów. Zostały wystawione na licytację, z której dochód przekazano na pomoc Japończykom poszkodowanym w wyniku trzęsienia ziemi i tsunami w marcu 2011 r.

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko