I oczywiście jest to komunikat prawdziwy, nasze zestawienie od lat stanowi barometr polskiej gospodarki, a ta znajduje się w bardzo dobrym miejscu. Oby pozostało tak jak najdłużej.
Tyle, że banalna, ale brutalnie i zawsze sprawdzająca się prawidłowość dotyczy następstw lat tłustych i chudych. Warto zatem zapytać, co z naszego zestawienia wynika w kontekście budowy realnej siły polskiej gospodarki oraz jej odporności na wstrząsy. I tutaj komunikat również może być uspokajający, chociaż moc uspokajającego tonu byłaby nieco mniejsza. Dlaczego? Przede wszystkim z powodu, który niepokoi ekonomistów od wielu miesięcy: firmy prywatne mają zasadniczy problem z inwestycjami, co przełoży się na ich dalszy rozwój. To pochodna niepewności dotyczącej nie tyle koniunktury, co przewidywalności otoczenia instytucjonalnego i prawnego. W ostatnich miesiącach mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdy zasadniczo zmieniono warunki funkcjonowania dla całych branż. Tego obawiają się przedsiębiorcy, bardziej chętnie inwestują firmy kontrolowane przez skarb państwa lub z kapitałem zagranicznym. Warto o tym pamiętać podczas dyskusji nad miejscem firm międzynarodowych w strukturze naszej gospodarki.
Drugą przyczyną mniejszego niż można byłoby sobie wymarzyć stopnia odporności naszej gospodarki jest jej dywersyfikacja. Mimo, że jest procesem postępującym, do pełnego sukcesu jeszcze sporo brakuje. Mamy wspaniale rozwijające się branże tradycyjne – przemysł spożywczy, transport – natomiast jeżeli chodzi o najnowocześniejsze i najbardziej innowacyjne sektory można delikatnie mówiąc mieć poczucie niedosytu. A powstanie poważnych technologicznych graczy nad Wisłą nie jest kwestią jakiejkolwiek fanaberii, ale tego, by polska gospodarka w razie potrzeby mogła grać wieloma różnymi kartami. Po prostu – żeby mieć większa odporność gdy przestanie być tak dobrze jak dzisiaj.