Tylko 10 proc. pracodawców zadeklarowało w sierpniowym badaniu Miesięcznego Indeksu Koniunktury, opracowywanego przez Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) i BGK, że w planach na najbliższe trzy miesiące mają wzrost wynagrodzeń. Zdecydowana większość zamierza je utrzymać na obecnym poziomie, ale – jak zwraca uwagę Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy i zastępca dyrektora PIE – wśród dużych firm plany podwyżek ma 16 proc. badanych.
To jednak i tak całkiem optymistyczny dla pracowników wynik, biorąc pod uwagę fakt, że sierpniowe deklaracje firmy składały po okresie przyspieszonego wzrostu płac w sektorze przedsiębiorstw (które w czerwcu zwiększyły się o 9,8 proc. rok do roku, po 10,1-proc. podwyżce w maju i 9,9-proc. w kwietniu). To po części efekt niskiej bazy z 2020 r., gdy w wielu firmach wynagrodzenia zmalały wskutek przestojów czy obniżonego wymiaru czasu pracy, ale i z powodu niedoborów kadrowych. W niedawnym badaniu agencji zatrudnienia ManpowerGroup narzekała na nie rekordowa grupa aż 81 proc. ankietowanych firm.
Jak ocenia Marcin Czaplicki, ekonomista z PKO BP, to głównie niedobór pracowników jest i pozostanie w najbliższych miesiącach kluczowym motorem wzrostu dynamiki wynagrodzeń. Jego zdaniem podwyższona inflacja może zrodzić dodatkową presję płacową pod warunkiem, że zwiększy się mobilność zawodowa Polaków. – Badania pokazują, że o podwyżkę dużo łatwiej przy zmianie pracy niż w ramach wewnętrznych procedur – zaznacza Czaplicki.
Efekt drugiej rundy
Jak ocenia Robert Lisicki, ekspert Konfederacji Lewiatan, na razie presję płacową i podwyżkowe plany firm ogranicza perspektywa czwartej fali pandemii – jeśli jednak uda się uniknąć lockdownów, to jesienią niedobory kadrowe mogą się firmom bardziej dać we znaki. A to zwiększy oczekiwania płacowe.