Ministerstwo Finansów sprzedało na przetargu obligacje dwuletnie o wartości 5,5 mld zł, przy popycie przekraczającym 12,4 mld. Średnia rentowność wyniosła 4,972 proc., czyli o 8 pkt bazowych mniej niż na poprzednich aukcjach.
To oznacza, że ceny proponowane przez inwestorów były wyższe niż wycena rynkowa dwulatek (rentowność na rynku wtórnym oscylowała do przetargu na poziomie 5,02 proc.). Na aukcji uzupełniającej resort finansów sprzedał dodatkowo papiery za 1,1 mld zł przy popycie 5,3 mld zł.
Według analityków środowy przetarg to dowód, że polskie papiery cieszą się zainteresowaniem inwestorów, także tych z zagranicy. Pomogła m.in. deklaracja Michaela Gomeza, zarządzającego największym na świecie funduszem obligacji – Pacific Investment Management. Poinformował on, że Pimco kupowało polskie papiery ze względu na dobrą kondycję polskiej gospodarki i ostatnią przecenę.
– Aukcja potwierdziła, że jesteśmy w znacznym stopniu uodpornieni na sytuację zewnętrzną związaną z obawami o stabilność Grecji, Portugalii i niektórych innych krajów strefy euro – stwierdził Piotr Marczak, dyrektor Departamentu Długu Publicznego w MF. Sztuka ta nie udała się Czechom – rząd w Pradze uplasował wczoraj 15-letnie papiery za jedyne 2,9 mld koron (154 mln dol.). Plany zakładały sprzedaż dwukrotnie większej transzy, ale nie znaleźli się nabywcy. Ekonomiści są zgodni, że to efekt braku zaufania na rynkach.
Znaczna część ofert na polskie dwulatki pochodziła z kraju. Według dilerów kupującymi są m.in. banki. – Nadpłynność sektora napędza popyt na rządowe papiery w tym segmencie – mówi Marek Stypułkowski, diler rynku obligacji w Raiffeisen Bank Polska. – Dla rządu testem będzie jednak emisja dłuższych papierów. Są one bardziej wrażliwe na zawirowania na rynku – dodaje. Do sprawdzianu dojdzie już w przyszłą środę, kiedy rząd plasować będzie dziesięciolatki.