– To oznaka solidarności – cieszył się wczoraj George Papaconstantinou, grecki minister finansów, po uzgodnieniu przez przywódców krajów UE na szczycie w Brukseli wsparcia dla Grecji.
Jeszcze przed szczytem spotkali się Angela Merkel i Nicolas Sarkozy. To oni zawarli porozumienie, poparte przez pozostałe kraje strefy euro i całą UE. Zgoda Niemiec była kluczowa i ciężka do uzyskania. Bo pani kanclerz śledzi sondaże, które pokazują wielką niechęć niemieckiej opinii publicznej do okazywania Grekom solidarności. Ostatecznie Merkel powiedziała „tak”, ale trudno mówić o ustępstwie. Bo warunki są surowe.
Na razie nie ma mowy o kwotach. Jest zgoda na mechanizm. Będzie obejmował dwustronne dobrowolne pożyczki od państw strefy euro. Pożyczki będą skoordynowane i będą wymagały jednomyślnej zgody całej strefy euro i Europejskiego Banku Centralnego. Co więcej, Merkel wymusiła na pozostałych włączenie do projektu Międzynarodowego Fundusze Walutowego. Dla wielu państw było to wcześniej niedopuszczalne, jako demonstracja słabości euro i zezwolenie na ingerencję zewnętrznej instytucji.
Dla Niemiec jest to istotne, nie tylko dlatego, że ewentualny kredyt z MFW zmniejszy pulę wypłacaną przez Berlin i inne stolice strefy euro. Także dlatego, że MFW dając pieniądze wymusi na Grecji dodatkowe reformy. Uzgodniono też, że pomoc zostanie uruchomiona dopiero na wyraźną prośbę Grecji. Stawki procentowe dla Aten nie będą preferencyjne. Wiadomo, że w kwietniu i maju Grecja musi pozyskać na rynkach ok. 20 mld euro na spłatę bieżącego zadłużenia. Stąd mówi się, że plan ratowania może opiewać właśnie na taką kwotę.
– Wszyscy rozumiemy, że musimy wziąć odpowiedzialność za to, co się dzieje – powiedziała Merkel kilka godzin przed unijnym szczytem.