Gazowe problemy

Rozmowa z Januszem Steinhoffem, byłym ministrem gospodarki

Publikacja: 31.12.2007 03:18

Gazowe problemy

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

RZ: Niedawno opublikowaliśmy list szefa jednej z najważniejszych firm należących do rosyjskiego Gazpromu, odpowiedzialnej za eksport gazu do Europy i m.in. kontakty z Polską. Zapewnia on, że nam ta współpraca przynosi wiele korzyści. Czy podziela pan taką opinię?

Janusz Steinhoff:

List prezesa Miedwiediewa można traktować raczej jako próbę dotarcia do polskiej i europejskiej opinii publicznej, bo wizerunek Gazpromu, delikatnie mówiąc, nie jest najlepszy. Być może jest to też reakcja na działania polskiego rządu zmierzające do poprawy stosunków z Rosją. Ale niestety, niczego nowego nie wnosi, zawiera jedynie puste deklaracje i na dodatek niezgodne z prawdą informacje, jak choćby ta, iż Gazprom nigdy nie przerwał dostaw gazu dla swoich odbiorców. Gdyby ktoś mnie o to spytał dziesięć lat temu, rzeczywiście powiedziałbym, że to prawda, ale teraz, po przypadkach przykręcenia gazowego kurka Ukrainie i Białorusi, większość Europejczyków zdaje sobie sprawę z faktu, iż w warunkach konfliktu Gazprom nie szuka rozwiązania w arbitrażu, lecz sięga po najbardziej skuteczną broń, jaką jest ograniczenie czy też wstrzymanie dostaw. Przykładem wykorzystywania dominującej pozycji na lokalnych rynkach jest w ostatnim czasie uzależnienie dostaw gazu dla Polski przez kontrolowaną przez Gazprom spółkę RosUkrEnergo od zgody PGNiG na zmianę formuły cenowej dostaw gazu w ramach kontraktu jamalskiego. Gazprom stosuje podwójne standardy – jeden wobec siebie, gdy jego szefowie zapewniają, że jest to typowo giełdowa spółka dbająca o interesy swoich akcjonariuszy. A drugi na przykład wobec EuRoPol Gazu, gdy oczekuje, że ta polsko-rosyjska spółka będzie prowadziła działalność non profit. A skoro płacimy rynkową cenę za rosyjski gaz ziemny, to dlaczego Gazprom ma płacić nierynkowe stawki za jego tranzyt przez Polskę do Niemiec? Jedyny pozytywny sygnał płynący z listu prezesa Gazprom Eksportu to deklaracja wyjaśnienia spornych spraw ze stroną polską, lecz niektóre argumenty w nim zawarte nie nastrajają pozytywnie.

Przez ostatnie lata w kontaktach z Gazpromem ponieśliśmy przynajmniej dwie porażki – pierwsza to zgoda na zmianę wzoru cenowego w wieloletnim kontrakcie, druga to fakt, że rosyjski koncern płaci za tranzyt tyle, ile sam uznaje za stosowne. W kwestiach kluczowych dla wspólnej spółki EuRoPol Gaz praktycznie trwa pat – zarówno w sprawach kadrowych, jak choćby spłaty zadłużenia. Czy mamy szansę na szybką zmianę sytuacji?

Skoro obie firmy – Gazprom i PGNiG – przez ostatnie lata nie były w stanie dojść do porozumienia, to wydaje się, że w najbliższych miesiącach też to się nie uda. Sytuacja może zmienić się tylko w efekcie rozmów na szczeblu międzyrządowym. Takim forum mogłaby być komisja wspólna ds. handlu i współpracy gospodarczej. To powinny być poważne merytoryczne rozmowy w zaciszu gabinetów, bez otoczki propagandowej

Ale trudno wyobrazić sobie, że nagle Rosjanie zmienią zdanie i zrezygnują ze swoich oczekiwań wobec EuRoPol Gazu. A jeśli nawet nieco ustąpią, to znów będą oczekiwali czegoś w zamian.

List Miedwiediewa dowodzi, że faktycznie Rosjanie podtrzymują swoje stanowisko, ale są skłonni do rozmów bezpośrednich i to stwarza nadzieję na wolę kompromisu. Dla nas ich dotychczasowa postawa – zwłaszcza wobec EuRoPol Gazu – jest nie do przyjęcia. Nasze stanowisko w tym względzie jest po prostu racjonalne i zgodne z ogólnie przyjętymi w tej materii standardami.

Ale racjonalizm w tym przypadku nie ma wielkiego znaczenia. Gdyby chodziło tylko o to, to Gazprom nie kwestionowałby wyższych opłat za tranzyt gazu rurociągiem jamalskim przez Polskę. Jakie więc możemy mieć argumenty?

Przesłanki merytoryczne są po naszej stronie. Polska deklarowała otwartość i zainteresowanie projektami transportu energii z wykorzystaniem tranzytowego położenia naszego kraju. Bezpieczeństwo tranzytu powinno opierać się na regułach obowiązujących w UE. Dotyczy to z jednej strony kwestii związanych z materią regulacyjną, a z drugiej kwestii własnościowej infrastruktury przesyłowej i ewentualnego oddzielenia jej od dostawcy ropy czy gazu. Kierownictwo Gazpromu, firmy kontrolowanej przez rząd Federacji Rosyjskiej, powinno mieć świadomość, iż determinacja i tempo wprowadzenia regulacji podnoszących bezpieczeństwo dostaw w UE w znacznym stopniu wynika z praktyk stosowanych aktualnie przez rosyjskiego dostawcę. Mamy w tym przypadku do czynienia z eskalacją działań, przykładem niech będą próby przejęcia gazociągów ukraińskich czy białoruskich. Na uwagę zasługuje fakt, iż w planowanym gazociągu Nord Stream pomimo często deklarowanego międzynarodowego charakteru tego projektu Gazprom zapewnił sobie pakiet kontrolny, czyli pozycję, jakiej nie posiada w polskim odcinku gazociągu jamalskiego. Można przypuszczać, iż właśnie ten argument przesądził o realizacji tego z ekonomicznego punktu widzenia całkowicie nieracjonalnego projektu.

Unia nie ma tzw. wspólnej polityki w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. Stąd opinia wielu polityków, że każde państwo musi samo o to bezpieczeństwo zadbać. Co zatem możemy zrobić? Szanse na zaniechanie budowy rurociągu bałtyckiego są znikome.

Niestety, do tej pory UE nie przyjęła rozwiązań, które w znacznym stopniu byłyby adekwatne do wagi problemu. Jednak, co trzeba zauważyć, dzięki aktywności Polski i innych, nowych krajów członkowskich świadomość prowadzenia spójnej polityki obejmującej wszystkie kraje UE jest coraz większa. I jestem przekonany, iż w tym kontekście projekt Nord Stream jako nieuwzględniający interesów krajów nadbałtyckich i Polski oraz nieracjonalny ekonomicznie jest rażącym przykładem fatalnych skutków braku polityki energetycznej Europy. Racjonalną alternatywą dla projektu Nord Stream byłby gazociąg Amber biegnący do Niemiec przez kraje nadbałtyckie i Polskę lub II nitką gazociągu jamalskiego bądź też kompilacja tych projektów. Mają one z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego zasadniczą zaletę – uwzględniają interesy: Litwy, Łotwy, Estonii i Polski oraz, co równie ważne, ich realizacja jest około 3 razy tańsza (koszt projektów lądowych to ok. 3 mld dol., koszt Nord Stream ocenia się na ok. 9 mld euro)

Wróćmy do spraw polskich. Czy nie obawia się pan, że nasza pozycja w rozmowach z Gazpromem nie zmieni się do czasu, aż będziemy mieli alternatywne dostawy gazu?

To, że musimy działać tak, by zapewnić sobie nowe drogi importu gazu spoza Rosji, jest już chyba dla wszystkich oczywiste. Koniecznie powinniśmy więc kontynuować rozmowy w sprawie dostaw z Norwegii przez Danię, czyli wrócić do sprawy sprzed siedmiu lat i jednak zrealizować projekt Baltic Pipe. Gdyby to porozumienie, jakie rząd Jerzego Buzka parafował w 2001 r., weszło w życie, poziom bezpieczeństwa naszego kraju byłby na przyzwoitym europejskim poziomie. Budowę portu gazowego też oceniam jako racjonalny krok, pod warunkiem że będzie to projekt ekonomicznie uzasadniony. A co do możliwości porozumienia z Gazpromem, to bez wcześniejszych uzgodnień międzyrządowych nie ma na nie szans. Wizyta premiera Tuska w Moskwie – ma być w lutym – może wnieść do spraw gazowych coś istotnego, o ile zostanie przygotowana. Nie chodzi więc o to, by odbyła się jak najszybciej, ponieważ liczyć się będą jej efekty.

a. ła.

RZ: Niedawno opublikowaliśmy list szefa jednej z najważniejszych firm należących do rosyjskiego Gazpromu, odpowiedzialnej za eksport gazu do Europy i m.in. kontakty z Polską. Zapewnia on, że nam ta współpraca przynosi wiele korzyści. Czy podziela pan taką opinię?

Janusz Steinhoff:

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy