Warto pożyczać i robić zakupy, nie warto gromadzić

Mateusz Ostrowski, analityk Open Finance: Dolar, euro, frank są teraz bardzo tanie. Cieszą się osoby spłacające kredyty walutowe. Swobodniej wydajemy pieniądze podczas zagranicznych wakacji i chętniej sprowadzamy samochody z USA. Powody do zmartwień mają natomiast oszczędzający i zarabiający w walutach obcych

Publikacja: 30.07.2008 14:47

Warto pożyczać i robić zakupy, nie warto gromadzić

Foto: Rzeczpospolita

Red

Ekonomiści twierdzą, że złoty nadal będzie się umacniać, choć nie tak szybko jak dotychczas.

Euro w marcu 2004 roku kosztowało 4,91 zł. Za dolara w październiku 2000 roku płaciliśmy 4,71 zł. Kurs franka szwajcarskiego cztery lata temu wynosił 3,12 zł. W marcu 2004 roku brytyjski funt był po 7,35 zł.

Te rekordowe notowania to już historia. Od kilku lat złoty systematycznie się umacnia. Teraz dolar i frank kosztują około 2 zł, euro nieco ponad 3,2 zł, a brytyjski funt prawie 4 zł. Mocny złoty to efekt m.in. dynamicznego rozwoju naszej gospodarki, wejścia Polski do Unii Europejskiej, wzrostu zainteresowania naszym krajem ze strony inwestorów zagranicznych. Aprecjacja, czyli umocnienie złotego, ma ogromne znaczenie dla całej gospodarki i bezpośredni wpływ na portfel przeciętnego Polaka.

Gdy obce waluty tanieją, ci, którzy sprzedają za granicą swoje towary, dostają za nie mniej złotych. Odwrotnie jest z importem; w tym przypadku towar sprowadzany z innego kraju staje się coraz tańszy. Konsumenci odczuwają to jednak o tyle, o ile sprzedawcy importowanych dóbr zechcą się z nimi podzielić zyskami, obniżając cenę. Ostatnio na taki krok zdecydowały się m.in. Toyota, Volvo i Suzuki. Inni dilerzy samochodowi organizują za to promocje, które przy niższym kursie są dla nich tańsze.

Umocnienie złotego chroni nas też przed wzrostem niektórych cen. Klasycznym przykładem jest tu benzyna. Gdyby nie spadek kursu dolara, którym płacimy za import ropy naftowej, wzrost cen paliwa byłby dużo wyższy. W Polsce rok temu benzyna 95-oktanowa kosztowała ok. 4,40 zł. Podrożała do 4,70 zł, czyli tylko o ok. 7 proc. dzięki taniejącemu dolarowi. W Stanach Zjednoczonych, w Chicago, rok temu benzyna kosztowała 3,16 dolara za galon, a teraz 4,30 dolara. Wzrost ceny wyniósł aż 36 proc. Gdyby kurs złotego do dolara się nie zmienił, to i u nas paliwo podrożałoby dużo bardziej. Za litr 95-oktanowego musielibyśmy płacić ok. 5,5 zł.

Siłę złotego najbardziej odczujemy, kupując za granicą. Polacy zaczęli ostatnio sprowadzać samochody z USA, bo nawet po uwzględnieniu opłat i kosztów transportu są tańsze niż w naszym kraju. Na przykład modne ostatnio suzuki grand vitara w Polsce w pełnej wersji kosztuje ponad 110 tys. zł, a sprowadzone zza oceanu ok. 80 tys. zł. Im bardziej luksusowy samochód kupujemy, tym różnica w cenach będzie większa.

Niektórzy bogaci Polacy decydują się również na zakup nieruchomości za granicą, bo stały się one dużo tańsze. Opłaca się także kupować drobniejsze rzeczy, np. płyty CD w amerykańskich księgarniach czy sprzęt elektroniczny (w tym ostatnim przypadku jest problem z gwarancją).

Polski turysta czuje się teraz za granicą dużo swobodniej. Gdy przelicza ceny w zachodnioeuropejskich sklepach czy ceny noclegów w hotelach, nie jest już tak zaszokowany jak kilka lat temu. Niekiedy ze zdziwieniem stwierdza, że w Polsce dana rzecz kosztuje więcej.

Powody do zadowolenia mają też ci, którzy kilka lat temu zaciągnęli kredyt mieszkaniowy w obcej walucie. Dotyczy to szczególnie franka szwajcarskiego, przez ostatnie lata ulubionej waluty kredytobiorców. Jego kurs przez ostatnie cztery lata spadł o jedną trzecią. Automatycznie zmniejszyło się zatem zadłużenie po przeliczeniu na złote.

Jeśli ktoś cztery lata temu chciał pożyczyć 300 tys. zł, to brał kredyt w wysokości 100 tys. franków. Teraz nie dość, że spłacił już część kapitału, to dodatkowo ma mniej do oddania bankowi dzięki przeliczaniu zadłużenia według niższego kursu; jego dług jest już mniejszy niż 200 tys. zł.

To niejedyna korzyść, bo wraz ze spadkiem kursu maleje miesięczna rata. Ktoś, kto miał 30-letni kredyt we frankach szwajcarskich o wartości 300 tys. zł, cztery lata temu płacił co miesiąc ok. 1350 zł, a teraz 1180 zł. Oczywiście trzeba pamiętać, że osłabienie złotego, choćby okresowe, powoduje wzrost zadłużenia i miesięcznej raty.

Mocny złoty nie dla wszystkich jest korzystny. Nie cieszą się z niego eksporterzy, bo mniej zarabiają po przeliczeniu ceny na naszą walutę. Straty ponoszą ci, którzy oszczędzają w dolarach czy w euro. Walutowe depozyty polskich gospodarstw domowych to wciąż aż 25 mld zł. Ich wartość jednak systematycznie spada.

Trzymanie pieniędzy w walutach od dawna nie ma sensu. Jeśli ktoś rok temu wpłacił 1 tys. dolarów na lokatę przynoszącą 2 proc., ma teraz o 20 dolarów więcej, ale rok temu ulokował w banku, po przeliczeniu na złote, 2,7 tys. zł, a gdyby teraz zamieniał zielone na naszą walutę, dostałby tylko 2,1 tys. zł.

Co więcej, oprocentowanie lokat walutowych w polskich bankach jest bardzo niskie, często wynosi 1 – 2 proc. w skali roku, rzadko dochodzi do 4 proc. Tymczasem odsetki od lokat złotowych w wysokości 7 – 8 proc. rocznie nie są już niczym nadzwyczajnym. Biorąc pod uwagę to, że ekonomiści spodziewają się dalszego umocnienia złotego, lepiej wymienić walutę obcą na złote i ulokować te pieniądze w banku. Oczywiście, taką operację najlepiej przeprowadzić wtedy, gdy nasza waluta okresowo się osłabi, żeby przy wymianie dostać jak najwięcej złotych.

Emigracja zarobkowa również staje się coraz mniej opłacalna. Kiedy po wejściu do Unii Europejskiej Polacy wyjeżdżali pracować do Wielkiej Brytanii, każdego przysłanego do kraju funta można było zamienić na 7 zł z groszami. Teraz jest to już tylko około 4 zł, więc zarobki osoby pracującej w Anglii spadły w przeliczeniu na złote o 40 proc. W podobnej sytuacji są ci, którzy wyjechali do Irlandii. Od czasu otwarcia tamtejszego rynku pracy kurs euro spadł o jedną trzecią.

Ekonomiści są zgodni, że nasza waluta w najbliższych latach pozostanie mocna, a więc kurs funta, euro, dolara czy franka będzie nadal spadać. Powinna temu sprzyjać dobra kondycja polskiej gospodarki, wysokie stopy procentowe, napływ funduszy unijnych i perspektywa wejścia do strefy euro. Co prawda skala umacniania się złotego nie będzie już tak duża jak w ostatnich latach. Nie można jednak wykluczyć, że za rok lub dwa euro będzie po 3 zł, funt po 3,8 zł, a frank szwajcarski po 1,8 zł. Natomiast zła passa dolara powinna się skończyć. Ekonomiści spodziewają się wzrostu jego kursu.

Dalsze umacnianie się złotego będzie niekorzystne dla osób oszczędzających czy zarabiających w walutach. Powody do zadowolenia będą mieć osoby spłacające kredyty walutowe. Dzięki silnemu złotemu możemy też taniej podróżować i kupować za granicą.

Ekonomiści twierdzą, że złoty nadal będzie się umacniać, choć nie tak szybko jak dotychczas.

Euro w marcu 2004 roku kosztowało 4,91 zł. Za dolara w październiku 2000 roku płaciliśmy 4,71 zł. Kurs franka szwajcarskiego cztery lata temu wynosił 3,12 zł. W marcu 2004 roku brytyjski funt był po 7,35 zł.

Pozostało 95% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Ekonomia
Dbamy o bezpieczeństwo przez cały czas życia produktu
Ekonomia
Zlatan Ibrahimović w XTB
Ekonomia
Nowe funkcje w aplikacji mobilnej mZUS
Ekonomia
Azoty złożyły pierwsze zawiadomienie do prokuratury