Piotr Sierociński, dyrektor generalny firmy doradczej HRM Partners, woli, by zagrypieni pracownicy spędzili kilka dni w domu zamiast przy biurku. I tak często pracują wtedy bardziej efektywnie. – Próba przechodzenia przeziębienia powoduje sytuacje patowe; ludzie zarażają kolegów, a sami chorują potem w nieskończoność – mówi Sierociński. Przyznaje jednak, że w ostatnich tygodniach nie zawsze mógł się stosować do tej zasady – zdarzały się dni, gdy ponad połowa pracowników przychodziła do pracy przeziębiona. Wtedy do domu wysyłano tylko tych najbardziej chorych.
[srodtytul]Chorzy i zapracowani[/srodtytul]
Jak twierdzi Anna Senderska, specjalista medycyny rodzinnej z kliniki Enel-Med, gdzie ponad połowa pacjentów ma firmowy abonament, niektórzy przychodzą do lekarza z polecenia szefa.
– Chorych pracowników wysyłamy do domu. Nie można dopuszczać zakażonych ludzi do pracy przy produkcji żywności – wyjaśnia Robert Żelewski, dyrektor zarządzający ds. HR w grupie Animex i prezes Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami.
W biurach i urzędach, gdzie takie restrykcje nie obowiązują, styczniowy atak wirusów wiele osób próbuje przetrwać przy biurku. – To reguła, że aktywni zawodowo Polacy, którzy pracują zwykle więcej niż osiem godzin dziennie, bardzo niechętnie biorą zwolnienia lekarskie. Zresztą do lekarza przychodzą zwykle wtedy, gdy już nie są w stanie iść do pracy – mówi Katarzyna Bukol-Krawczyk, specjalista medycyny rodzinnej w Centrum Medycznym Enel-Med. Dodaje, że polska specyfika zdumiewa często jej pacjentów-obcokrajowców; w Europie Zachodniej nie jest dobrze widziane, że przeziębiony pracownik naraża na infekcję kolegów.