Szefowie firm oczekiwali deklaracji, na jakie zakupy mimo kryzysowych cięć mogą liczyć. Po odprawie nie kryli rozczarowania. Okazało się, że resort obrony nadal nie potrafi powiedzieć, na co armia jest zdecydowana wydać okrojone pieniądze w 2009 r. Wojsko obiecało fabrykom, że będzie zamawiać niezbędne ilości sprzętu, by przynajmniej podtrzymać linie technologiczne w kluczowych zakładach i ratować istniejące w nich zespoły badawczo-rozwojowe.

MON zapowiada też, że będzie kupował uzbrojenie przede wszystkim u polskich producentów. Rząd zaś ma zapewnić im łatwiejszy dostęp do gwarancji kredytowych w ramach zapewnionych w budżecie na ten cel 40 mld zł. Chce także, aby wnioski przedsiębiorców o poręczenia przychylniej rozpatrywał Bank Gospodarstwa Krajowego dysponujący Funduszem Poręczeń i Gwarancji. Minister gospodarki ma zaś zadbać o sprawniejsze wykorzystywanie pieniędzy, które rekompensują firmom utrzymywanie dodatkowych mocy produkcyjnych wykorzystywanych w wypadku zagrożenia wojennego.

Te propozycje to za mało dla związkowców, którzy zapowiadają eskalację protestów.