Ukraiński bal na „Titanicu”

We Lwowie i Kijowie restauracje pełne są ludzi, a ulicami jeżdżą najdroższe modele samochodów. Ukraińska gospodarka jest jednak bliska całkowitego załamania, a prezydent i premier zajmują się głównie kłótniami

Aktualizacja: 21.02.2009 06:15 Publikacja: 21.02.2009 04:03

Paradoksalnie na Ukrainie kryzys najbardziej dotknął oszczędzających. Banki nie chcą wypłacić im ich

Paradoksalnie na Ukrainie kryzys najbardziej dotknął oszczędzających. Banki nie chcą wypłacić im ich pieniędzy. Na zdjęciu protest przez Bankiem Nadra w Kijowie, 20 lutego.

Foto: Reuters

W Antykryzysowej Knajpie na lwowskim Rynku gwarno jest od popołudnia, a wieczorem wręcz trudno jest wejść. Gościom nie przeszkadzają niemal gołe ściany i proste meble, nie przeszkadzają im szeleszczące pod stopami rzekome „dolary” i „euro”. Antykryzysowa Knajpa jest popularna, a Lwów lubi restauracje, bary i kawiarnie.

We Lwowie kryzysu nie widać. Przysypane śniegiem stare miasto wygląda wspaniale. Pod oknami ratusza, na specjalnie urządzonym lodowisku, jeżdżą dziesiątki ludzi. Dokoła kolorowymi wystawami kuszą sklepy. I banki, jak jeden z największych, Nadra Bank, przyciągający barwnymi reklamami – młodzi ludzie na plakatach przekonują, jak łatwo w Nadrze dojść „od tysiąca do miliona”. Ale co komu po milionie na koncie w Nadra Banku, jeśli nie może tych pieniędzy pobrać ani w okienku, ani w bankomacie? To jeden z tych banków, nad którymi zarząd komisaryczny przejął Narodowy Bank Ukrainy. I – jak twierdzą eksperci – może być pierwszym, który zbankrutuje.

– Nam się powiodło – mówi Jurij Nazaruk, współwłaściciel Antykryzysowej Knajpy. I tu, i w stworzonej m.in. przez niego słynnej Kryjówce stylizowanej na partyzancką siedzibę UPA (wejścia pilnuje uzbrojony partyzant, wchodzi się po powiedzeniu hasła „Sława Ukrainie”) gości nie brakuje. – Dzięki Bogu nie mamy kredytów dolarowych, tylko hrywnowe. Ale z planami rozwoju jest problem – dodaje. I, paradoksalnie, dlatego zamiast eleganckiej restauracji powstała modna dziś Antykryzysowa Knajpa, której wystrój kosztował równowartość zaledwie kilkunastu tysięcy złotych.

– Największa zmiana: dawniej trudno było o pracowników, teraz jest kolejka chętnych – mówi Nazaruk. – No i w menu nie ma zagranicznych alkoholi.

[srodtytul]Cięcie kosztów[/srodtytul]

Na razie we Lwowie całkiem stanęło budownictwo, a we wszystkich innych sektorach firmy tną koszty. Nikt nie chce reklamować się na billboardach, agencje reklamowe błagają: dajcie cokolwiek, wywiesimy po kosztach. Ale chętnych brakuje i być może dlatego miasto pełne jest billboardów „Poland – Ukraine, Euro 2012”. Paradoksalnie Euro we Lwowie właśnie stanęło pod znakiem zapytania.

Tradycyjnie już pustką świecą budżety instytucji państwowych i komunalnych. Ich pracownicy są pewni swoich miejsc pracy, ale płace topnieją z dnia na dzień.

– Jako lekarz diagnosta z wyższą kategorią i po 26 latach pracy dostaję miesięcznie na rękę 970 hrywien (440 złotych) – mówi pani doktor z jednej ze lwowskich poliklinik. Prosi, by nie podawać jej nazwiska, bo „jeszcze ktoś opacznie ją zrozumie”. Kilka miesięcy temu jej pensja wynosiła niecałe 200 dolarów, teraz – 120. – A ceny rosną wraz z kursem dolara – mówi. Opowiada, że szpitalowi coraz bardziej brakuje pieniędzy. Dyrekcja liczy na sponsorów, ale kto dziś zostanie sponsorem?

Nauczycielka angielskiego w 11-klasowej szkole średniej też nie chce ujawniać nazwiska. Dostaje 1500 hrywien (ok. 700 złotych). I mówi, że kryzys coraz bardziej odbija się na jakości nauczania. – Zorganizowano obwodową olimpiadę języka angielskiego. Miały być cztery rodzaje sprawdzianów, pozostało czytanie i pisanie. Władze nie mogą zapewnić obiadów dzieciom, podobnie zwrotu kosztów podróży dla tych spoza Lwowa. I co to za nauka? – pyta.

Zresztą cały Lwów stoi w obliczu gigantycznych problemów. W ratuszu gorączkowo obradują radni. – Wzrasta bezrobocie, kto będzie płacił podatki od osób fizycznych? A od tego zależy budżet miasta – mówi deputowany Andrij Chomyckij. – Obcięto nam subwencje z budżetu centralnego, także na Euro. A jeśli wzrosną ceny gazu, a więc i gorącej wody czy centralnego ogrzewania, to ludzie przestaną płacić i nasza miejska elektrociepłownia, Lwiwtepłoenerho, zbankrutuje...

To skąd ci dobrze ubrani ludzie, skąd pełne restauracje? – Rodziny ślą pieniądze z zagranicy. Ilu lwowiaków pracuje w Polsce, we Włoszech czy Grecji? – mówi nauczycielka. A co będzie, jeśli ci pracujący za granicą wrócą?...

[srodtytul]Zanieś klucze do banku[/srodtytul]

W Kijowie centralną ulicą Chreszczatyk sunie fala najnowszych modeli samochodów, a w centrum sklepy pełne są drogich, zagranicznych towarów. Kryzysu nie widać, chyba że na stacjach metra, gdzie gwałtownie wzrosła liczba żebrzących i rozdających ulotki.

Równie elegancko jest w położonej nad samym Dnieprem dzielnicy Podół. PUMB, Pierwszy Ukraiński Bank Międzynarodowy, ma siedzibę w eleganckim budynku, w prestiżowym miejscu, z piękną Andrijewską cerkwią w tle.

– Banki w ogóle nie dają nowych kredytów, czasem pozwalają przedłużyć stare. Na rynku finansowym nie ma pieniędzy. Oprocentowanie depozytów sięga 30 proc., ale mało kto składa pieniądze w bankach. Najpopularniejsze są dziś skrytki bankowe – opowiada prezes PUMB, były szef PKO BP SA Rafał Juszczak.

Z opisów osób działających w sektorze finansowym i w przemyśle wyłania się dramatyczny obraz. Do połowy ubiegłego roku wszystko idealnie się układało. Był popyt na ukraiński eksport, na przykład wyroby metalowe czy chemiczne. Ukrainę zalewały dolary i euro. Banki masowo udzielały kredytów w dolarach. Rozszalał się prawdziwy konsumpcyjny boom. A potem nagle popyt gwałtownie zmalał, załamał się eksport. Do tego doszedł kryzys finansowy. Dramatycznie spadł kurs hrywny. Ludzie nie mają jak spłacać kredytów, banki stanęły w obliczu bankructwa. Z braku kredytów stanęło budownictwo. Coraz więcej przedsiębiorstw wysyła pracowników na urlopy, szykuje masowe zwolnienia.

– Ktoś, kto kupił na kredyt mieszkanie w centrum, już spłacił część kredytu, może dziś sobie uświadomić, że ma nikłe szanse na całkowitą spłatę. I to nawet jeśli wciąż ma pracę. Powinien zanieść klucze od mieszkania do banku – dowodzi Stefan Perkowski, szef Międzynarodowego Stowarzyszenia Przedsiębiorców Polskich na Ukrainie.

[srodtytul]Spokojni emeryci[/srodtytul]

– Mnożą się przypadki podpaleń samochodów przez właścicieli, by wyłudzić ubezpieczenie. Ludzie potrafią też wywieźć auto do lasu – mówi kijowianka pracująca w firmie ubezpieczeniowej (też prosi o zachowanie anonimowości).

Sama się spodziewa, że lada chwila zostanie zwolniona z pracy. – Jeśli mnie wyrzucą, będzie bardzo trudno. W sierpniu 2008 r., gdy szłam do sklepu obok, za 50 hrywien kupowałam chleb, masło, mleko, kiełbasę, ser. Teraz biorę sto i na mleko oraz ser już nie wystarcza – opowiada. – Co przyjdzie robić? Będę szukała jakiejkolwiek pracy. Zostanę choćby sprzątaczką. Byle nie być głodnym, bo ubrania jakoś pocerujemy.

Najspokojniejsi są, paradoksalnie, ci, którzy pamiętają czasy ZSRR. – Szczególnie emeryci. Przeżyli wojnę, stalinizm, rozpad ZSRR oraz kilka kryzysów i kolejny kryzys nie jest im straszny. Najgorzej z młodymi, oni mogą zupełnie się zagubić – opowiada.

Nauczycielka ze Lwowa widzi to trochę inaczej. – Na Ukrainie nikt nie czuje się za nic odpowiedzialny. Od sprzątaczki po najwyższe władze. Wszyscy dowodzą, że mało zarabiają, więc nie trzeba się starać. A teraz jeszcze jest kryzys, to można wszelkie błędy na niego zwalać. Chodnik przed domem nieodśnieżony, bo kryzys. A najbardziej nieodpowiedzialne są władze – denerwuje się.

O tym mówią wszyscy: trwa kryzys, a prezydent i premier się kłócą, nie ma żadnych radykalnych działań służących poprawie sytuacji. – I przez te kłótnie będzie coraz gorzej – przekonuje lwowski deputowany Chomyckij. W Kijowie mieszkańców dodatkowo bulwersują zwariowane pomysły mera Leonida Czernoweckiego, nazywanego popularnie Lonia Kosmos.

Starszy pan, emeryt, dorabiający wożeniem pasażerów swoją stareńką czarną wołgą, ma proste rozwiązanie. – Na nich trzeba by jakiegoś Hitlera czy Stalina. Wystrzelać kilkudziesięciu deputowanych i od razu byłoby lepiej – mówi.

Na razie na Ukrainie niepokojów społecznych nie ma. Ale gdy liczba bezrobotnych, jak sugerują eksperci, sięgnie 5 milionów, może być inaczej.

[ramka][link=http://www.rp.pl/temat/265644_Kraje_nad_Przepascia.html][b]Korespondencje z innych krajów pogrążonych w kryzysie[/b][/link][/ramka]

W Antykryzysowej Knajpie na lwowskim Rynku gwarno jest od popołudnia, a wieczorem wręcz trudno jest wejść. Gościom nie przeszkadzają niemal gołe ściany i proste meble, nie przeszkadzają im szeleszczące pod stopami rzekome „dolary” i „euro”. Antykryzysowa Knajpa jest popularna, a Lwów lubi restauracje, bary i kawiarnie.

We Lwowie kryzysu nie widać. Przysypane śniegiem stare miasto wygląda wspaniale. Pod oknami ratusza, na specjalnie urządzonym lodowisku, jeżdżą dziesiątki ludzi. Dokoła kolorowymi wystawami kuszą sklepy. I banki, jak jeden z największych, Nadra Bank, przyciągający barwnymi reklamami – młodzi ludzie na plakatach przekonują, jak łatwo w Nadrze dojść „od tysiąca do miliona”. Ale co komu po milionie na koncie w Nadra Banku, jeśli nie może tych pieniędzy pobrać ani w okienku, ani w bankomacie? To jeden z tych banków, nad którymi zarząd komisaryczny przejął Narodowy Bank Ukrainy. I – jak twierdzą eksperci – może być pierwszym, który zbankrutuje.

Pozostało 88% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy