Co czwarte bankructwo w UE jest efektem opóźnionych płatności. Komisja Europejska szacuje, że z tego powodu pracę traci 450 tys. osób rocznie. Często firmy i urzędy wykorzystują swoją przewagę i wydłużają terminy płatności poza te ustalone przez prawo lub uzgodnione w umowach. Szczególnie cierpią na tym małe przedsiębiorstwa.
Bruksela zaproponowała wczoraj zaostrzenie istniejącej dyrektywy i wprowadzenie zasady, że władze publiczne zawsze płacą w terminie najpóźniej 30 dni. Potem muszą uiszczać karne odsetki, zwracać wierzycielowi koszty odzyskiwania należności lub wypłacać zryczałtowaną rekompensatę stanowiącą 5 proc. należnej kwoty. – Opóźnienia w płatnościach w przypadku władz publicznych nie mogą być dłużej tolerowane. Zaostrzenie zasad ma pomóc w uniknięciu kolejnych bankructw – powiedział wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Günter Verheugen.
[wyimek]25 proc. bankructw przedsiębiorstw w UE spowodowanych jest opóźnieniami w płatnościach[/wyimek]
Z danych KE wynika, że Polska plasuje się w środku stawki, jeśli chodzi o warunki płatności. Przeciętnie faktura jest płacona w ciągu 47 dni przez firmę i w ciągu 48 dni przez władze publiczne. Najlepiej w tej kategorii wypadają Estonia (odpowiednio 35 i 20 dni) oraz Finlandia (odpowiednio 27 i 24 dni). Najgorzej prezentują się kraje południowe, w których państwo płaci po kilku miesiącach. Na przykład w Grecji średnio po 157, a w Hiszpanii po 144 dniach. Wynika to m.in. z bardzo zróżnicowanych przepisów, które ustalają różne terminy płatności.
W Polsce i większości nowych państw UE przyjęty został dobry wzorzec rozpowszechniony w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, zakładający krótsze terminy dla władz publicznych niż dla przedsiębiorstw. W krajach południa, ale także Belgii i Francji, terminy płatności są dla urzędów zdecydowanie łagodniejsze niż dla firm.