W czasach, gdy banki żądały stałych udokumentowanych dochodów, by otworzyć zwykły ROR, odrębne konta studenckie były wybawieniem dla tej grupy klientów. Dziś banki nie żądają ani dokumentów z zakładu pracy, ani deklaracji stałych wpływów. Konta studenckie muszą więc konkurować z tanimi, ogólnodostępnymi rachunkami obsługiwanymi głównie przez Internet. Okazuje się, że pod względem cen nie są w stanie z nimi wygrać. Bankom brakuje też ciekawych pomysłów, by zachęcić do tych produktów młodych klientów.
Student ma do wyboru trzy rodzaje tanich kont. Duża grupa banków wciąż oferuje rachunki studenckie. Inne zamiast tego proponują konta młodzieżowe, w których podstawowym kryterium jest wiek klienta.
Granica między tymi produktami jest płynna. Niekiedy przy otwieraniu rachunku trzeba okazać indeks lub legitymację studencką. Ale później status studenta nie jest już weryfikowany. Natomiast gdy młody klient przekroczy wiek zapisany w regulaminie (zwykle jest to 26 lat), rachunek jest automatycznie przekształcany w standardowy, nawet jeśli dana osoba dalej się uczy.
[obrazek=http://grafik.rp.pl/grafika2/367637,375989,9.jpg]
Studenci chętnie sięgają też po standardowe konta internetowe. Takie rachunki są bardzo tanie albo wręcz darmowe. Można je obsługiwać przez elektroniczne kanały dostępu. Zwykle nie trzeba płacić za zlecane zdalnie przelewy. To, że konto nie nazywa się studenckie i jest do niego wydawana zwykła karta płatnicza zamiast kolorowej z krzykliwym wzorem, okazuje się mniej istotne.