Światowy kryzys finansowy wyraźnie zniechęcił banki do udzielania łatwych kredytów. Jednocześnie znacząco wzrosła liczba osób, które wpadły w tarapaty finansowe. Taka sytuacja sprzyja rozwojowi różnego typu firm pożyczkowych.
Kto korzysta z ich ofert? Potencjalnych pożyczkobiorców można podzielić na kilka grup.
> Pierwsza to [b]osoby, które wpadły w spiralę zadłużenia[/b]. Kiedy nie wystarczało im pieniędzy na bieżące wydatki i spłatę odsetek od zaciągniętej pożyczki, brały kolejne kredyty, z reguły coraz droższe, bo wybór stawał się coraz mniejszy. To nieuchronnie prowadziło do zaległości w spłatach, co było odnotowywane w bazie Biura Informacji Kredytowej. Banki korzystające z zasobów tej bazy odmawiały więc kolejnych pożyczek. Takie osoby prędzej czy później trafiają do firm pożyczkowych, bo tylko ich oferta jest dla nich dostępna. W grupie tej możemy spotkać zarówno pechowców, którzy np. wzięli kredyt hipoteczny na zakup mieszkania i gotówkowy na wykończenie go, a potem stracili pracę, jak i ludzi beztroskich, którzy korzystali z kredytów, bo były łatwo dostępne.
> Druga grupa to [b]osoby, które z różnych powodów nie mogą starać się o kredyt w bankach[/b]. Są to ludzie pracujący na czarno, ukrywający swoje prawdziwe dochody, ale też np. prowadzący własną działalność gospodarczą, z tym że zbyt krótko, by mieć zdolność kredytową.
> Jest też trzecia [b]grupa preferująca szybkie i dyskretne pożyczki[/b]. Osoby te nie podliczają, ile w sumie oddadzą pożyczkodawcy, jaka jest wysokość odsetek i prowizji. Zadowalają się informacją, że wystarczy oddawać kilkadziesiąt złotych tygodniowo, by od razu dostać dwa tysiące złotych. Typowym przykładem takiego klienta jest zamężna kobieta w średnim wieku, zajmująca się domem. Mieszka ona w niewielkiej miejscowości, nie ma konta bankowego, rachunki płaci na poczcie. Bardzo często potrzebuje np. kilkuset złotych na ekstrawydatki i woli, żeby mąż o tym nie wiedział. Dla takiej osoby najłatwiejszym rozwiązaniem jest zadzwonienie do pani z firmy X, która udziela szybkich pożyczek. Pani przyjdzie do domu klientki, przyniesie pieniądze, a potem co tydzień będzie się zjawiać po kolejną, stosunkowo niewielką ratę. To, że w sumie klientka odda dwa razy więcej, niż pożyczyła, nie ma dla niej znaczenia, bo w zasadzie nie zdaje sobie z tego sprawy.