Polskie rafinerie – choć bardziej uzależnione od dostaw ropy rosyjskiej niż PGNiG od gazu z Gazpromu – dzięki istnieniu Naftoportu nie muszą obawiać się sytuacji kryzysowych – uznali uczestnicy debaty o bezpieczeństwie energetycznym zorganizowanej przez „Rz”. Problemem nie są obawy o brak ropy, lecz utrzymywanie kosztownych zapasów przez Orlen i Lotos, co uderza w wyniki finansowe obu firm.
[srodtytul]Prawie komfortowo[/srodtytul]
– Jesteśmy w dość szczęśliwej sytuacji, jeżeli chodzi o możliwości zaopatrzenia i dywersyfikacji źródeł dostaw ropy naftowej do Polski – przekonywał dyrektor Departamentu Ropy i Gazu w Ministerstwie Gospodarki Maciej Kaliski. – Mamy Naftoport, który pozwala na pełne zaspokojenie potrzeb rafinerii, i zapasy na ponad 90 dni.
Prezes PERN Robert Soszyński argumentował, że Polska ma wyjątkowo sprzyjającą sytuację, jeśli chodzi o rynek ropy naftowej. – Mamy tani szlak przesyłowy ropociąg Przyjaźń, jesteśmy krajem tranzytowym, przez który przechodzi od 15 do 20 proc. rocznie rosyjskiego eksportu – dodał. – Wartość tranzytu rocznie przekracza polski deficyt budżetowy.
Dlatego jego zdaniem polskie firmy mają dobre argumenty negocjacyjne, które umiejętnie wykorzystane mogą sprawić, że „będziemy żyli w poczuciu bezpieczeństwa energetycznego”.