Pracownicy Deutsche Fussball Bund przywykli do takich listów. Kibic ma potrzebę coś napisać po meczu reprezentacji. Jeden pyta, czy piłkarze muszą tak wydziwiać z fryzurami, innemu się nie podoba, że menedżer kadry Oliver Bierhoff za wysoko nosi głowę. A między tymi narzekaniami stałe pretensje: dlaczego część piłkarzy znowu nie śpiewała? Czy DFB wreszcie coś z tym zrobi? Czy to naprawdę takie trudne: żeby piłkarz niemieckiej reprezentacji zaśpiewał przed meczem niemiecki hymn? Niech chociaż rusza ustami, byle spróbował, a nie tak jak teraz. Co sobie Lukas Podolski wyobraża? Niech bierze przykład z Miroslava Klose, też z Polski, a śpiewał ostatnio najgłośniej z całej drużyny. A Tasci, Özil, Trochowski, Aogo, kiedy zaczną?
Listów o hymnie jest niewiele więcej niż o fryzurach, a DFB odpowiada na takie pretensje, że żadnych nakazów nie było i nie będzie. To osobista sprawa piłkarza. Serdar Tasci, urodzony w Szwabii, nie śpiewa z szacunku dla rodziców. Oboje są Turkami. Woli się w tym czasie pomodlić. Mesut Özil, dziecko tureckiej rodziny mieszkającej w Niemczech od trzech pokoleń, recytuje wersety Koranu. Piotr Trochowski z Tczewa zmawia „Ojcze nasz” za siebie i za drużynę. Dennis Aogo z Karlsruhe, syn Nigeryjczyka, po prostu milczy jak Podolski. – Jestem dumny, że gram dla Niemiec. Śpiewanie nie ma nic do rzeczy – mówi.
Uważają, że wybór Niemiec był wystarczającą deklaracją lojalności. Niemal każdego kusiła reprezentacja drugiej ojczyzny. Jerome Boateng z Berlina, syn Ghańczyka, wybrał Niemcy, ale już jego przyrodni brat Kevin-Prince Boateng, były reprezentant niemieckich drużyn juniorskich, postawił na Ghanę. I niewykluczone, że bracia zagrają przeciw sobie w RPA w rundzie grupowej mundialu.
Özil, pomocnik z brazylijską fantazją, gdy związał się z kadrą Niemiec, musiał zamknąć swoją stronę internetową, takie piekło mu urządzili tureccy kibice. Turków, którzy zdecydowali się zagrać w reprezentacji Niemiec, można policzyć na palcach jednej ręki. Ale Özil nie żałuje. Za to Trochowski, który do Niemiec przyjechał jako pięciolatek, chciał grać dla Polski. Ale nie chciał się prosić, a PZPN nie zrobił w jego sprawie nic. Trochowski był więc z kadrą Niemiec na Euro 2008, a teraz jedzie na mundial.
Wśród 27 piłkarzy powołanych przez trenera Joachima Löwa – czterech odpadnie przed wyjazdem do Afryki – takich jak on jest 12. Synów przesiedleńców i gastarbeiterów, których futbol przemienił z obcych w swoich, z ubogich w milionerów. Jedni urodzili się w Niemczech, inni tu przyjechali. Niektórzy jako niewiele rozumiejące dzieci, jak Podolski, ale np. Cacau, Niemiec z Brazylii, jako 18-latek. Nierzadko ich pierwszym wspomnieniem był zatłoczony pokój w ośrodku dla imigrantów, taki jak ten, w którym cisnęli się państwo Klose i ośmioletni Miro, po niemiecku potrafiący wtedy powiedzieć „ja” i „danke”. Albo przyczepa, w której musiał mieszkać Andreas Beck. Obrońca TSG Hoffenheim przeniósł się z Kemerowa na Syberii do Szwabii, gdy miał trzy lata, z bratem, rodzicami i dobytkiem w dwóch walizkach.