Końcówka wczorajszej sesji na GPW była bez wątpienia jej najlepszym fragmentem. Podczas gdy przez większość dnia WIG20 ledwo utrzymywał się nad poziomem poniedziałkowego zamknięcia, to w ostatniej godzinie zdobył się na bardziej zdecydowany ruch w górę.
Do kupowania akcji najwyraźniej zmobilizowały inwestorów dane o produkcji przemysłowej w USA. Wobec ostatniej fali obaw o to, że amerykańska gospodarka zdecydowanie słabnie, miłą niespodzianką okazał się lipcowy wzrost produkcji o 1 proc. względem czerwca (analitycy spodziewali się wzrostu o 0,5 proc.).
W komentarzach przemilczano jednak fakt, że wcale nie zapobiegło to utracie impetu w ujęciu rok do roku. Według takiego sposobu analizy dynamika produkcji spadła (z 8,2 do 7,7 proc.), przerywając trwającą aż siedem miesięcy serię nieprzerwanej zwyżki.
Umiarkowanemu optymizmowi na rynkach nie przeszkodziły także nawet opublikowane nieco wcześniej gorsze od prognoz dane z amerykańskiego rynku nieruchomości (rozpoczęto mniej, niż się spodziewano budów domów). Pod koniec sesji już niewielu pamiętało też, że jeszcze przed południem okazało się, że zdecydowanie w dół poszedł indeks instytutu ZEW, obrazujący oczekiwania niemieckich inwestorów względem tamtejszej gospodarki.
Inwestorów podtrzymały za to na duchu kolejne publikacje wyników finansowych spółek i podwyżki prognoz na cały rok w USA (Home Depot, Wal-Mart) i Europie Zachodniej (Carlsberg).