Portugalscy ekonomiści i przedsiębiorcy są zgodni: kryzys polityczny przyszedł w najgorszym dla gospodarki momencie. – Teraz przyjdzie Międzynarodowy Fundusz Walutowy i ludzie będą cierpieli jeszcze bardziej niż dotąd – mówi portugalski biznesmen Sebastiao Nogueira.
Premier Jose Socrates, który podał się w środę wieczorem do dymisji, gdy parlament odrzucił jego oszczędnościowy budżet, starał się dotychczas za wszelką cenę prowadzić reformy samodzielnie. Chciał ściąć deficyt budżetowy do 4,6 proc. PKB w 2011 r. z 7,3 proc. w 2010 r. Proponował też obniżkę wydatków na administrację o 5 proc. i podwyższenie VAT z 21 do 23 proc. – Teraz sami się pytamy: co dalej? – mówi "Rz" Luisa Morales, dziennikarka "Espresso". Wiadomo, że wybory muszą się odbyć 55 dni od daty ich ogłoszenia. W czasie dzielącym Portugalię od elekcji władzę będzie sprawował rząd tymczasowy. I wiadomo, że w tym czasie kraj nie poradzi sobie finansowo bez pomocy z zewnątrz.
W czwartek inwestorzy wyprzedawali wprawdzie portugalskie obligacje, ale ich przecena nie była gwałtowna. Papiery skarbowe innych krajów strefy euro, które mają fiskalne trudności, np. Hiszpanii, nawet drożały. Od rana zwyżkowały też akcje europejskich spółek. Indeks Stoxx 600 po południu zyskiwał 0,9 proc. Euro umacniało się wobec dolara o 0,7 proc. – Jestem nieco zaskoczony reakcją rynków – przyznaje Mike Lenhoff, główny strateg Brewin Dolphin Securities w Londynie. – Inwestorzy czekają na dzisiejsze zakończenie szczytu unijnych liderów. Mają nadzieje, że zostaną ratyfikowane uzgodnienia sprzed dwóch tygodni, na mocy których ma się zwiększyć wartość funduszu pomocowego i jego dostępność. Jeśli tak się nie stanie, a jednocześnie pogorszy się kondycja Hiszpanii, reakcja rynków będzie znacznie bardziej gwałtowna – dodaje Jeremy Batstone-Carr, główny analityk Charles Stanley & Co. Odporność europejskich rynków akcji na eskalację kryzysu w Portugalii większość analityków wiąże z tym, że dopiero zakończyła się korekta związana z konfliktami na Bliskim Wschodzie i kataklizmem w Japonii.
Według analityków kolejną ofiarą kryzysu fiskalnego może być Hiszpania, której potrzeby finansowe byłyby znacznie większe niż Grecji, Irlandii i Portugalii. Wczoraj agencja Moody's obcięła ratingi aż 30 hiszpańskich banków. Nie było jednak wśród nich żadnego dużego pożyczkodawcy.