Jaka była reakcja Portugalczyków, kiedy dowiedzieli się, że rząd wystąpił do Unii Europejskiej o pomoc finansową?
Nicolau Santos:
Fatalna, bo to upokorzenie. Teraz czekają nas wybory, które najprawdopodobniej wygra opozycja – Partia Socjaldemokratyczna. Dla nas jest oczywiste, że potrzebujemy rządu, który będzie miał większość w parlamencie. To niezbędne, bo trzeba będzie przegłosować wiele kluczowych ustaw restrukturyzujących gospodarkę. Ale do tego czasu desperacko potrzebujemy 15 miliardów euro, bo zabrakło pieniędzy na wypłaty pensji dla pracowników firm państwowych, w tym także transportowych. Nie uda się dotrwać bez tych środków do 5 czerwca, na kiedy zostały wyznaczone wybory. Na pomoc banków nie ma co liczyć, ponieważ dla nich światowe rynki finansowe są zamknięte. Kolejne obniżki ratingów spowodowały, że muszą wykazać się wyższym zabezpieczeniem pożyczanych pieniędzy. A tego zabezpieczenia już nie mają. W tej sytuacji jedyne finansowanie, jakie mogą uzyskać, to środki z Europejskiego Banku Centralnego. Dlatego właśnie pieniądze z UE są dla nas niezbędne.
Powiedział pan, że zwycięstwo opozycji jest przesądzone. Portugalczycy nie chcą rządu, który poprosił o pomoc?
Raczej chodzi o to, że jest kojarzony z dolegliwościami spowodowanymi wprowadzeniem w ciągu ostatniego pół roku bardzo ostrych pakietów oszczędnościowych. Jednocześnie wiadomo, że premier Jose Socrates jest zaprawiony w bojach, a przy tym bardzo skuteczny i na razie badania opinii publicznej dają mu 33 proc. poparcia. Partia Socjaldemokratyczna ma na razie 39 proc. poparcia.