Takie wnioski wynikają z najnowszego raportu Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, do którego dotarła "Rz". Dokument wskazuje na słabości rynku – wysoka koncentracja produkcji energii i jej handlu, przez co trudno wejść nowym graczom.
Urząd przyznaje, że rynek energii jest mało przyjazny dla klientów indywidualnych, choć są najliczniejszą grupą. Firmy energetyczne uwzględniają w kontaktach handlowych przede wszystkim interesy wielkich zakładów przemysłowych lub dużych odbiorców – jak np. gminy.
– Jedyna szansa na zmianę sytuacji to wzrost podaży energii przez budowę nowych mocy wytwórczych oraz rozwój połączeń sieci energetycznych z innymi krajami. Dopiero wtedy będzie można mówić o faktycznej konkurencji o klienta. Dzisiaj nasz rynek nie jest dostatecznie dojrzały, aby mówić o uwolnieniu cen dla odbiorców indywidualnych – mówi "Rz" Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, prezes UOKiK.
Urząd ocenia, że może to nastąpić "dopiero wówczas, gdy będzie istniało duże prawdopodobieństwo, że firmy energetyczne nie wykorzystają tego faktu" do nieuzasadnionych podwyżek. Poza tym raport wskazuje na fakt, że najbiedniejsi odbiorcy nie są odpowiednio chronieni przed możliwym wzrostem cen po ich uwolnieniu i to wymaga wprowadzenia nowych przepisów. Minister gospodarki przygotował propozycje w tej sprawie, ale potrzebne są zmiany w kilku ustawach. Decyzję o uwolnieniu cen samodzielnie może podjąć prezes Urzędu Regulacji Energetyki.
Dzisiaj i tak pozycja konsumentów na tym rynku jest szczególnie słaba. I choć mają możliwość zmiany sprzedawcy energii, to tylko nieliczni z niej korzystają. Od 1 lipca 2007 r. zrobiło to jedynie ok. 1,3 tys. gospodarstw domowych na 14,7 mln odbiorców w tej grupie. Powodem jest brak wystarczającej konkurencji między firmami energetycznymi i brak zróżnicowanych ofert cenowych. W 2010 r. pomiędzy najtańszą a najdroższą wynosiła ledwie 0,43 grosza za 1 kWh. Jeśli przyjmiemy średnie zużycie energii przeciętnej polskiej rodziny na poziomie 2000 kWh rocznie, daje to oszczędności w kwocie 8,6 zł netto w skali roku. W 2011 r. różnice są jeszcze mniejsze. W praktyce zmiana sprzedawcy staje się nieopłacalna, a klientów zniechęca też skomplikowana procedura.