Wyjeżdżając na narty, zabieramy ze sobą polisę. Jeżeli otrzymaliśmy ją drogą elektroniczną, może przydać się jej wydruk. Warto też zabrać ze sobą ogólne warunki ubezpieczenia (OWU), które mogą się przydać w negocjowaniu przysługujących świadczeń. W dokumencie tym jest napisane, co nam przysługuje oraz w jakich przypadkach wyłączona jest odpowiedzialność towarzystwa.
Zapisujemy też numer do całodobowego centrum alarmowego ubezpieczyciela. Numer ten nosimy przy sobie. Jeśli doszło do wypadku, dzwonimy do centrum alarmowego i postępujemy zgodnie z otrzymanymi wskazówkami. Działanie na własną rękę może skutkować tym, że nie dostaniemy odszkodowania albo zostanie ono zmniejszone, gdy ubezpieczyciel uzna, że nasze działania doprowadziły do zwiększenia rozmiarów szkody.
Poza tym w OWU ubezpieczyciele zastrzegają, żeby konsultować z nimi działania czy wydatki. Nie musimy zgadzać się na wszystko, co proponuje ubezpieczyciel i warto z nim negocjować. Często towarzystwa, chcąc obniżyć swoje koszty, najchętniej zapakowałoby połamanego narciarza w gips i jak najszybciej wysłały go do Polski. Jeżeli jednak miejscowy lekarz zabroni transportu, wówczas nie musimy godzić się z zaleceniami ubezpieczyciela.
Po wypadku trzeba też postarać się niezwłocznie uzyskać pomoc ze strony służb ratowniczych, medycznych, w uzasadnionych okolicznościami sprawy miejscowej policji.
Trzeba uważać z alkoholem na stoku. Piwo, grzaniec, bombardini, herbata "z prądem" to trunki, których wypicie może pozbawić nas odszkodowania, gdy dojdzie do wypadku. Jeżeli towarzystwo stwierdzi, że do szkody doszło po spożyciu alkoholu przez narciarza, może odmówić wypłaty odszkodowania.