Zdaniem Paula Krugmana wybory we Francji i Grecji pokazały, że obywatele tych krajów zbuntowali się przeciwko obecnej strategii forsowanej w Europie polegającej na surowych oszczędnościach. Laureat Nagrody Nobla z 2008 r. w dziedzinie ekonomii uważa, że wybory były de facto referendami, ale nie jest jasne, kiedy nastąpią realne zmiany w polityce zaciskania paska.
Paul Krugman jest przekonany, że wygrana Hollande'a oznacza koniec niemiecko-francuskiego sojuszu, zwanego „Merkozy", który w ostatnich dwóch latach narzucił Europie oszczędnościowy reżim. Słynny ekonomista stwierdził, że gdyby ta strategia działała, przyniosłaby Staremu Kontynentowi więcej szkody niż pożytku. Skoro jednak nie funkcjonowała jak należy, trzeba było pójść w innym kierunku. Okazuje się, że wyborcy we Francji i Grecji to dostrzegli, co miało swoje odzwierciedlenie w wynikach głosowania.
Co zdaniem Krugmana jest nie tak z zakładającą zmniejszanie wydatków receptą na europejską chorobę? Brak pewności, że redukcja rządowych nakładów w jakikolwiek sposób zachęci konsumentów i przedsiębiorców do wydawania więcej pieniędzy. Amerykański ekonomista argumentuje, że doświadczenie ostatnich dwóch lat pokazuje, że tak się nie dzieje. Wręcz przeciwnie, ograniczanie wydatków w pogrążonej w kryzysie gospodarce tylko ten kryzys pogłębi - uważa Paul Krugman.
Co więcej, wydaje się, że nagroda za poświęcenie, o ile jakakolwiek, jest niewielka. Krugman przywołuje przykład Irlandii, która nałożyła bardzo surowe oszczędności starając odzyskać wiarygodność na rynku obligacji. Zgodnie z niemiecko-francuską polityką, powinno to przynieść korzyści. I europejskie elity polityczne twierdzą, że przyniosło. Paul Krugman jednak się z tym nie zgadza pisząc, że irlandzkie koszty kredytów są znacznie wyższe niż te w Hiszpanii, Włoszech, nie wspominając już o Niemczech.
Profesor Uniwersytetu Princeton przedstawia alternatywne rozwiązania. Jednym z nich jest rozbicie strefy euro. Jego zdaniem Europa nie znalazłaby się w tak trudnej sytuacji, gdyby Grecja wciąż posługiwała się drachmą, Hiszpania pesetą, a Irlandia funtem, ponieważ Grecja i Hiszpania miałyby to, czego teraz im brakuje: szybki sposób na przywrócenie konkurencyjności cenowej i zwiększenie eksportu.