Żyjemy w czasach niebywałego postępu technicznego – i niebywałego rozwoju gospodarczego. Do tej pory mogliśmy tego w pełni nie zauważać, zajęci naszymi specyficznymi problemami przejścia od gospodarki komunistycznej do rynkowej.
Nie dostrzegały tego również w pełni polskie firmy. Z punktu widzenia większości z nich – zwłaszcza małych, ale również w dużym stopniu i większych – my żyliśmy w swoim świecie, firmy z krajów przodujących technologicznie w swoim. Oni martwili się o innowacje, dostęp do najnowocześniejszych technologii, rządowe wsparcie dla badań i rozwoju. My myśleliśmy o zachowaniu z dnia na dzień płynności finansowej, o zatorach płatniczych, o kontrolach z urzędu skarbowego, o niestabilności prawa, o uniknięciu nadmiernego wzrostu kosztów płacowych. Oni za główne stojące przed firmami wyzwanie uważali wyszukiwanie i zatrzymywanie talentów. My ludzi mieliśmy na pęczki, a martwiliśmy się głównie o to, w jaki sposób ich docisnąć lub zmotywować, by chcieli zasuwać jeszcze szybciej niż dotąd. A jeśli w końcu zdenerwują się i odejdą? Żaden problem, w każdej chwili wymieni się ich na innych.