Moskwa szykuje inwazję na środę 16 lutego – taką porażającą wiadomość pokazał w miniony piątek amerykański wywiad sojusznikom z NATO. Występując tego samego dnia na konferencji prasowej, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan już tak precyzyjny nie był. Ale i on mówił o wysokim prawdopodobieństwie rozpoczęcia rosyjskiej ofensywy przed końcem igrzysk olimpijskich w Pekinie 20 lutego.
Zakładanie dziś, że ten scenariusz się nie spełni, jest ryzykowne. Ostateczną decyzję po konsultacji z szefami wywiadu podejmie Władimir Putin. A do tego grona żaden zachodni wywiad nie ma dostępu. Wiele jednak wskazuje na to, że Kreml odstąpił, przynajmniej na razie, od wojennych planów. – To jest terroryzm informacyjny – mówił we wtorek o doniesieniach amerykańskiego wywiadu szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow. – Zakończymy ćwiczenia w zaplanowanym terminie – dodał, odnosząc się do ok. 130 tys. rosyjskich żołnierzy, którzy od wielu tygodni zaciskają pętlę wokół Ukrainy od północy, wschodu i południa. Na potwierdzenie tych słów Moskwa zaczęła we wtorek wycofywać do Dagestanu i Osetii Północnej część jednostek sprowadzonych ostatnio na Krym. Rynki finansowe zareagowały z ulgą: złoty umocnił się o niemal 1,5 proc. do dolara.
Czytaj więcej
Polski minister nie dał się sprowokować ani szefowi rosyjskiej dyplomacji, ani podstawionym dziennikarzom. Użył za to przeciw Rosji jej własnej broni.
Ale Putin nie robi tego za darmo. „New York Times" ujawnił, że od grudnia Kijów i Moskwa prowadzą poufne rozmowy o „jakiejś formie neutralności". W poniedziałek po spotkaniu z kanclerzem Niemiec prezydent Zełenski przyznał, że członkostwo w NATO jest dla jego kraju jedynie „marzeniem", na tej drodze Ukraina nie znalazła na Zachodzie wielkiego wsparcia.
– To nie jest na agendzie – potwierdził Olaf Scholz.