Thomas-Greenfield zarzuciła też władzom w Moskwie, że próbują, bez żadnych podstaw faktycznych, przedstawiać Ukrainę i kraje zachodnie jako agresorów, aby sfabrykować pretekst do ataku.
Ambasadorka USA powiedziała też, że USA wciąż mają nadzieję, że Rosja wybierze ścieżkę dyplomacji zamiast konfliktu na Ukrainie. - Ale nie możemy po prostu patrzeć i czekać - mówiła. - Niezwykle ważne jest, aby Rada Bezpieczeństwa zajęła się ryzykiem, jakie niesie dla całego świata agresywne i destabilizujące działanie Moskwy. Jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę, nikt z nas nie będzie mógł powiedzieć, że tego nie przewidział. A konsekwencje będą przerażające.
Ambasador Rosji przy ONZ, Wasilij Nebenzia, odparł, że obalenie w 2014 roku przyjaznego Kremlowi prezydenta Ukrainy (Wiktora Janukowycza - red.) wyniosło do władzy „nacjonalistów, radykałów, rusofobów i czystych nazistów”, co wywołało antagonizmy między Ukrainą a Rosją.
- Gdyby tego nie zrobili, do tej pory żylibyśmy w duchu dobrosąsiedzkich stosunków i wzajemnej współpracy – powiedziała Nebenzia. - Jednak niektórym na Zachodzie po prostu nie pasował ten pozytywny scenariusz. To, co dzieje się dzisiaj, to kolejna próba wbicia klina między Rosję a Ukrainę.
- Rozmieszczenie wojsk rosyjskich na naszym własnym terytorium skłania naszych kolegów z Zachodu i USA do twierdzenia, że planowana jest akcja wojskowa, a nawet akt agresji Rosji przeciwko Ukrainie. Wszyscy zapewniają, że dojdzie do niego już za kilka tygodni, jeśli nie za kilka dni. Nie ma jednak dowodów na potwierdzenie tak poważnego oskarżenia - mówił przedstawiciel Rosji. Zwrócił się do ambasadorki USA: - Czekacie, aż to się stanie, jakbyście chcieli, żeby wasze zapowiedzi stały się rzeczywistością. Dzieje się tak pomimo faktu, że ciągle odrzucamy te zarzuty i pomimo faktu, że przez cały ten okres nie pojawiła się groźba planowanej inwazji na Ukrainę z ust żadnego rosyjskiego polityka czy osoby publicznej.