W pobliżu granic Ukrainy Rosja zgromadziła znaczne siły. Zachód obawia się, że może dojść do inwazji. Kreml zaprzecza, by miał takie plany. - Jeżeli dodatkowe siły rosyjskie wkroczą na Ukrainę w agresywny sposób, to takie działania wywołałyby szybką, ostrą i zjednoczoną odpowiedź - naszą i ze strony Europy - powiedział w niedzielę szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken.
W rozmowie z CNN amerykański sekretarz stanu bronił niechęci administracji Joe Bidena do prewencyjnego nakładania sankcji na Rosję. Do ukarania Moskwy za gromadzenie sił przy granicy z Ukrainą wzywał prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. - Jeśli chodzi o sankcje, ich celem jest powstrzymanie rosyjskiej agresji. Więc jeśli zostaną uruchomione teraz, efekt odstraszający zostanie utracony - stwierdził Blinken. Dodał, że kroki podejmowane przez Stany Zjednoczone i państwa europejskie mają na celu zniechęcenie prezydenta Władimira Putina do podejmowania agresywnych działań.
Czytaj więcej
Rosyjskie MSZ zaprzeczyło twierdzeniom Londynu, że Kreml dąży do zainstalowania w Kijowie promoskiewskich władz.
Blinken mówił, że Rosja ma do wyboru "drogę dyplomacji i dialogu" lub "drogę odnowionej agresji i ogromnych konsekwencji". Dodał, że chociaż preferowanym krokiem byłby konstruktywny dialog, to USA nadal budują swoją obronę.
W rozmowie z NBC sekretarz stanu nie wykluczył, że Rosja jedynie pozoruje dialog, a rozmowy nie wpłyną na ostateczną decyzję w sprawie inwazji bądź innej interwencji rosyjskiej na Ukrainie.