— W sieci pojawiły się strony jawnie nienawistne i zniesławiające mnie, moją rodzinę - najwyżej pozycjonowane przez Google, zamierzam go pozwać, ponieważ mimo wielu monitów nie kasuje ich — zadeklarował ten specjalista od wizerunku, który zamierza domagać się 20 mln USD odszkodowania.
Ponoć znalazł już w Stanach Zjednoczonych prawników, którzy mają poprowadzić jego sprawę bez opłat, ale w zamian za udział w odszkodowaniu (wygranej). Akurat takie oferty są tam rzeczą normalną. Jakie ma szanse Piotr Tymochowicz, znany specjalista od wizerunku?
Szczególny status Google
Gdyby chodziło o zwykły portal, taki jakie mają gazety, czy choćby zupełnie prywatne strony (prowadzone, redagowane w Polsce) sprawa byłaby prostsza. Zgodnie z art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną portal (jego administrator) nie ponosi odpowiedzialności za utrzymywanie danych na stronie, jeśli nie wie o ich bezprawnym charakterze, a w razie urzędowego zawiadomienia (np. policji) lub „uzyskania wiarygodnej wiadomości" o bezprawności wpisu (zwykle od poszkodowanego), usunie je ze strony. Krótko mówiąc hostingodawca odpowiada za wpis dopiero od chwili, gdy się dowiaduje o jego bezprawności (por.: "Jak zwalczać niesprawiedliwe posty w Internecie", „Rz" z 27 marca 2013 r.).
Google ma jednak szczególny status (nie tylko ze względu na ogromy udział w internetowym rynku). Twierdzi bowiem, że nikogo nie pomawia, niczego w wyszukiwarce nie dopisuje, nie sugeruje. Jeśli ktoś pomawia, to pomawiają inni, a Google jedynie te publikacje — automatycznie — zbiera i prezentuje w wynikach wyszukiwania.
— Pytanie jest takie, czy podmiot udostępniający wyłącznie program do przeglądania stron WWW może odpowiadać za to, że ktoś na swoich stronach zamieszcza treści zniesławiające. Google oprócz udostępniania wyszukiwarki wprowadza jednak hasła ułatwiające szukanie, i gdy np. we wpisach pod adresem jednej osoby będzie brzmieć oszust, w wyszukiwarce przy tej osobie pojawiać się będzie określenie oszust. To już coś więcej niż tylko udostępnianie wyszukiwarki — wskazuje Maciej Ślusarek, adwokat zajmujący się tematyką dóbr osobistych, internetu, praw autorskich. — Nie wiem, czy Tymochowicz ma szanse w sądzie, bo właściwe będzie prawo amerykańskie (z tego co pamiętam kalifornijskie). Wiem natomiast, że może to być arcyciekawe.