Do apteki w Mysłowicach zgłosił się pacjent po amputacji nóg. Potrzebował szybko leku przeciwzakrzepowego Farxyparine. Aptekarz nie miał go na stanie, zwrócił się więc do producenta GlaxoSmithKline o dostarczenie. Na dowód, że go potrzebuje, musiał wysłać firmie skan recepty. Chory i tak nie dostał leku na czas. Trafił do szpitala. W tej sprawie do prokuratury w Mysłowicach wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. To niejedyny taki przypadek. Farmaceuci często muszą wysyłać do firm kopie recept z danymi osobowymi pacjentów i informacjami o chorobach.
Lek na wagę złota
Mariusz Politowicz, aptekarz z Pleszewa (Dolnośląskie), twierdzi, że ma notoryczny problem ze zdobyciem dla pacjentów leku Clexane.
– SanofiAventis, jego producent, żąda, bym przysłał im recepty, a przecież nie ma do tego prawa. Receptę chorego może oglądać tylko lekarz i aptekarz – mówi Politowicz. SanofiAventis zapytane przez „Rz" zaprzecza.
Stanisław Piechula, szef śląskiej Izby Aptekarskiej, zaznacza, że takie praktyki nasiliły się od czasu wejścia w życie ustawy refundacyjnej.
– Leków brakuje, bo hurtownie wywożą je za granicę, gdzie mogą je drożej sprzedać. Problemu nie mają jedynie duże sieciowe apteki. Producenci argumentują, że nie dostarczą leków, bo wyczerpaliśmy limit – mówi Piechula.