I to mimo dość dobrych prognoz wzrostu gospodarczego – uważają Maria Drozdowicz-Bieć i Alfred Bieć, ekonomiści SGH i firmy analitycznej BIEC. Badają oni tak zwany wskaźnik dobrobytu.

Ich zdaniem będzie on pogarszał się do połowy 2010 r., a dopiero potem nastroje społeczne się poprawią. A to zdaniem ekonomistów oznacza, że nastroje wynikające ze stanu gospodarki będą sprzyjać kandydatowi na prezydenta z obozu politycznego kojarzonego z aktualnie rządzącą opcją polityczną.

Ekonomiści przypominają, że w Polsce nie powinno się mówić o tak głębokim kryzysie jak w innych krajach Europy. Co najwyżej możemy mówić o wyhamowaniu gospodarki, które było najpoważniejsze na przełomie poprzedniego i tego roku. Ich zdaniem można oczekiwać, że wychodzenie ze spowolnienia w Polsce będzie miało kształt litery V. I wiele wskazuje na to, że w tym roku polska gospodarka jako jedyna w Unii Europejskiej odnotuje wzrost PKB. Szacują, że polski PKB w 2009 r. wzrośnie o 1,8 proc., a w 2010 r. o 3,6 proc.

Ale dobre sygnały z gospodarki będą szczególnie ważne dla sceny politycznej w przyszłym roku, kiedy odbędą się wybory prezydenckie i samorządowe.

Ekonomiści uważają, iż jeszcze przez ok. trzy kwartały nastroje społeczne będą się pogarszały z powodu ograniczenia tempa wzrostu płac w przedsiębiorstwach oraz redukcji zatrudnienia. Dopiero w 2010 r. stabilizujący wpływ na nastroje może mieć niższa inflacja, która w połowie roku wyniesie ok. 2,5 proc. Także w połowie przyszłego roku powinno zacząć spadać bezrobocie.