Mimo wyciszenia konfliktu we wschodniej Ukrainie, który jeszcze latem skutecznie odstręczał znaczną część inwestorów od kupowania akcji m.in. na emerging markets, giełdy z tego regionu nie chcą rosnąć. Po części można tłumaczyć to wcześniejszymi wzrostami, które wywindowały indeks MSCIEM do najwyższego od roku poziomu. Kiepsko na nastroje inwestorów w poprzednim tygodniu, który dla indeksu MSCIEM był drugim spadkowym tygodniem z rzędu (po czterech tygodniach mocnych zwyżek), wpływały też rozczarowujące dane na temat chińskiej gospodarki. Miały one negatywny wpływ na postrzeganie wszystkich rynków rozwijających się.
W poprzedni weekend gracze giełdowi dowiedzieli się, że w sierpniu produkcja przemysłowa w Chinach wzrosła tylko o 6,9 proc., w porównaniu z sytuacją sprzed roku, zamiast oczekiwanych 8,8 proc. Jeszcze w lipcu tempo wzrostu sięgało 9 proc. Był to najgorszy odczyt od 2008 r. Z kolei sprzedaż detaliczna w poprzednim miesiącu była o 11,9 proc. większa. Analitycy oczekiwali 12,1-proc. wzrostu, co i tak miało być gorszym wynikiem niż miesiąc wcześniej, gdy zmiana sięgała 12,2 proc. Słabiej niż oczekiwano wypadł też odczyt dotyczący inwestycji w największych aglomeracjach.
Kiepskie dane z Chin przesądziły, że poniedziałkowa sesja na prawie wszystkich giełdach wschodzących, w tym oczywiście chińskiej, zakończyła się spadkami. Negatywny sentyment do akcji zniwelowała nieco ujawniona dzień później informacja, że Ludowy Bank Chin (czyli chiński bank centralny) chce wspomóc pięć największych banków kwotą 81 mld dolarów. Zastrzyk ma rozruszać akcję kredytową i podtrzymać zwalniającą gospodarkę. Inaczej szanse, że w tym roku uda jej się powiększyć o oczekiwane 7,5 proc., w porównaniu z 2013 r., są znikome.
Dopiero druga część tygodnia na emerging markets przyniosła niewielkie odbicie. Nie objęło jednak wszystkich giełd. Na tym tle bardzo pozytywnie wyróżniała się giełda warszawska, która w piątek zyskała prawie 1,5 proc. (indeks WIG20), co pozwoliło jej zakończyć cały tydzień na 1,7-proc. plusie. We wcześniejszych dniach GPW nie radziła sobie jednak najlepiej, bo publikowane w zeszłym tygodniu dane z polskiej gospodarki wypadły bardzo blado. Szczególnie rozczarował środowy odczyt dotyczący sierpniowej produkcji przemysłowej, która zamiast wzrosnąć o 0,7 proc. (w skali rocznej), jak prognozowali analitycy, skurczyła się o 1,9 proc. Jeszcze w lipcu tempo wzrostu sięgało 2,3 proc.
Zwyżka WIG20 na piątkowej sesji nie miała uzasadnienia w czynnikach makroekonomicznych. Tego dnia wygasała bowiem wrześniowa seria kontraktów na główne indeksy, co skłoniło dużych inwestorów finansowych do „podkręcenia" kursów największych spółek, żeby poprawić zyski wypracowane na rynku terminowym.