Maurice Obstfeld, główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, opisując miejsce, w jakim znajdują się bogate kraje niemal 10 lat po najgorszej zapaści finansowej od czasu Wielkiego Kryzysu, powiedział: „Kryzys pozostawił nam mieszaninę wzajemnie powiązanych legatów – wysokie zadłużenie, trudne kredyty w bankowych bilansach, presję deflacyjną, niskie inwestycje oraz erozję kapitału ludzkiego – które w dalszym ciągu negatywnie wpływają na poziomy potencjalnych inwestycji".
Na czym polega problem? Lata rozczarowującego wzrostu wywołały obawy, że to, z czym obecnie mamy do czynienia, jest nową normalnością, a banki centralne nie mają pojęcia, jak tę sytuację naprawić. Pesymistycznie nastawieni konsumenci powstrzymują się z wydatkami, a firmy przestały inwestować w budynki, sprzęt czy oprogramowanie. Ich wstrzemięźliwość dodatkowo pogarsza sprawę, a jedno rozczarowanie rodzi kolejne.
Tak właśnie przez ponad 20 lat działo się w Japonii, gdzie teraz premier Shinzo Abe na wszelkie sposoby usiłuje wykorzenić deflacyjną mentalność. To wyjaśnia też, dlaczego wyborcy w Wielkiej Brytanii, odrzucając rady większości ekonomistów i własnego premiera, wybrali wyjście z Unii Europejskiej. Odpowiada także za erozję poparcia dla wolnego handlu i otwartych granic na kontynencie europejskim. Tłumaczy również fenomen Donalda Trumpa, którego głównym przesłaniem jest hasło, że elity zawiodły społeczeństwo.
W krajach funkcjonujących poniżej swoich możliwości wytwórczych przyspieszony program wydatków infrastrukturalnych mógłby w 2017 r. wygenerować wzrost gospodarczy i nowe miejsca pracy. Ale wyborcy nie poprą zwiększenia wydatków, jeśli nie będą mieli zaufania do swoich przywódców i jeśli będą skupiali się wyłącznie na kosztach projektów, a nie długofalowych korzyściach – czystej wodzie, bezpiecznych mostach i tunelach itd. Stany Zjednoczone są blisko pełnego wykorzystywania swoich mocy produkcyjnych, co jednak nie powstrzymuje wyborców przed akceptowaniem Trumpa wraz z jego przekonaniem, że zerwanie umów handlowych i wprowadzenie zaporowych taryf przyspieszy wzrost i zwiększy liczbę miejsc pracy. Twierdzi on, że USA powinny być w stanie rozwijać się w tempie 4 lub 5 proc. rocznie, a nie jak obecnie w tempie 2 proc. Jest jednak pewien problem: protekcjonizm w handlu może doprowadzić do niższego wzrostu, ponieważ podniesie koszty importu i zmusi partnerów handlowych do retorsji, czyli wprowadzenia barier dla amerykańskiego eksportu.
W przypadku wielu gospodarek wschodzących prognozy na 2017 r. mówią o wzroście, a nie o dryfie. W Indiach zapowiada się trzeci z rzędu rok najszybszego tempa rozwoju, jakie można odnotować wśród największych gospodarek – MFW prognozuje skok produktu krajowego brutto o 7,6 proc. Wspierany niskimi cenami ropy naftowej Bank Rezerw Indii skutecznie zredukował inflację do ok. 5 proc. rocznie, z poziomu niemal 11 proc. jeszcze w 2013 r. Premier Narendra Modi przeforsował przyjęcie prawa upadłościowego, które przyspieszy rozwiązywanie niewypłacalnych spółek, a także krajowego podatku od sprzedaży, który, zastępując gąszcz danin stanowych, ułatwi handel pomiędzy poszczególnymi regionami. Nowy podatek ma wejść w życie w kwietniu. Indie, które wkrótce na liście najludniejszych państw świata wyprzedzą Chiny, są dowodem na to, ile można osiągnąć przy odpowiedniej polityce. Kraj ten wciąż ma wiele problemów, ale wydaje się, że – przynajmniej na razie – jest rządzony dużo lepiej niż wiele bogatych państw.