Na początku 2008 r. mało kto wierzył, że kryzys na rynku nieruchomości w USA będzie miał taki wpływ na światową gospodarkę. Polskę miało to dotknąć tylko rykoszetem.

Stało się inaczej. Dziś skutki kryzysu odczuwalne są praktycznie w każdym zakątku świata. Na rynkach finansowych szczególnie mocno odczuli to inwestorzy giełdowi, w tym również polscy. I choć były giełdy, gdzie rok 2008 był gorszy niż u nas, jak chociażby w Islandii, gdzie ceny spadły średnio o ponad 90 proc., to jednak słabe to pocieszenie. Za nami bowiem najgorszy rok w historii warszawskiej giełdy. Ceny akcji spadły średnio o połowę. To o 10 pkt proc. więcej niż podczas bessy w 1994 r. Wartość notowanych akcji zmniejszyła się o ponad 600 mld zł. Jeszcze przed rokiem kapitalizacja krajowych spółek odpowiadała prawie 43 proc. PKB i można było śmiało mówić, że giełda jest barometrem całej gospodarki. Dziś ten wskaźnik ledwie przekracza 20 proc. PKB.

Raczej nie ma co liczyć, by na koniec 2009 r. te relacje w istotnym stopniu się zmieniły. Z jednej strony mamy bowiem zmniejszający się potencjał samej gospodarki. Według optymistycznych prognoz resortu finansów będziemy się rozwijać w tempie 3,7 proc. (rynkowy konsensus to ok. 2 – 2,2 proc.). Niższe mają być też zyski giełdowych firm. Ale w połowie roku giełdzie może przyjść z pomocą Rada Polityki Pieniężnej, która już rozpoczęła cykl łagodzenia polityki pieniężnej. Jej działania powinny przełożyć się na spadek rynkowych stóp procentowych i odblokować problemy z finansowaniem, jakie coraz częściej mają przedsiębiorcy.

Warto zaznaczyć, że w wyniku drastycznej przeceny mocno spadła wartość rynkowych wskaźników dla giełdowych firm. Relacja ceny do zysku wynosi 8,5 i jest dwa razy niższa niż przed rokiem. Podobnie jest ze wskaźnikiem ceny do wartości księgowej, który wynosi 1,25. Jeśli faktycznie w tym roku, jak oczekują analitycy, wyniki firm (zwłaszcza mniejszych) się pogorszą, to by utrzymać wskaźniki na dotychczasowym, dodajmy atrakcyjnym poziomie, ceny na giełdzie mogą jeszcze spaść lub w najlepszym razie stabilizować się na obecnych poziomach.

Nie sprawdziły się prognozy dla złotego. Na początku roku oczekiwano, że trend wzrostowy będzie trwał. Jednak złoty na koniec roku stracił 20 proc. wobec dolara i ponad 15 proc. do euro. W końcówce roku na kurs złotego istotnie wpłynęły problemy z opcjami walutowymi. Dużo firm zabezpieczało się przed ryzykiem kursowym, obstawiając umocnienie złotego. Tymczasem podążył on w przeciwnym kierunku, powodując olbrzymie straty przedsiębiorców. To, jak wiele firm ujawni jeszcze problemy związane z opcjami, będzie miało wpływ na złotego na początku roku. W kolejnych miesiącach, jeśli oczywiście wydarzenia na świecie pójdą w dobrym kierunku, złoty powinien powoli odzyskiwać siły.