Wyraźnie widać, że cięcia wydobycia ogłoszone przez OPEC przyniosły efekt. Mimo fatalnych informacji dotyczących gospodarki nie pozwalają one cenom ropy spaść poniżej 40 dolarów za baryłkę. Notowań nie winduje też słabnący dolar, jak to było jeszcze do niedawna.

Ceny ropy na obecnym poziomie w najbliższym czasie będzie wspierała również zbliżająca się konferencja ministerialna OPEC. Jeśli i tym razem kartel będzie mówił jednym głosem i okaże się, że obecne ceny na poziomie 44 – 45 dol. nie są dla producentów satysfakcjonujące (a wiadomo, że nie są, bo większość członków kartelu zapisała w swoich budżetach cenę baryłki ropy po 65 dol., a petrooptymiści nawet 75 dol.), to notowania ropy mogą pójść w górę.

Już teraz sekretarz generalny OPEC Abdullah alBadri przestrzega, że tak tania ropa stanowi zagrożenie dla dalszej podaży – choć przecież koszt wydobycia baryłki w krajach OPEC waha się od 4 do 8 dol.

Gospodarka USA, największego światowego konsumenta ropy, cały czas spowalnia – w piątek podano, iż bezrobocie wzrosło z 7,6 do 8,1 proc. Z drugiej jednak strony coraz bardziej optymistyczne informacje docierają z Chin. Zdaniem władz w Pekinie gospodarka tego kraju wychodzi z kryzysu. Gdyby jednak się okazało, że są kolejne problemy z tempem wzrostu, rząd w każdej chwili jest w stanie uruchomić dodatkowy pakiet ratunkowy. Jeszcze rok temu to chiński import był głównym powodem, dla którego ropa drożała.

Słabszy dolar zawsze pomagał cenom złota. Jednakże dane z USA okazały się tak złe, że nawet złoto jako inwestycja na najgorsze czasy traci swój blask. Jeszcze niedawno mówiono, że kwestią czasu jest powrót do notowań sięgających 1000 dolarów za uncję. Teraz – na razie – jest to scenariusz mało prawdopodobny. Nie ma co liczyć, że uncja złota będzie kosztowała powyżej 950 dol. Na razie jest to 940,9 dol.